środa, 12 listopada 2014

21. Utonąłem

        Złość. Potworna, bezlitosna wściekłość znowu dała o sobie znać. Chłopak już dawno nie odczuwał jej w takim natężeniu, w tak destrukcyjnym i paraliżującym stopniu. Do pewnego czasu nie miał zresztą dobrego powodu, aby się denerwować. Bowiem pierwsze dni pobytu w Austrii nieco go uspokoiły, dały złudne poczucie bezpieczeństwa. Spokojna atmosfera panująca w nowym miejscu szybko stała się przyjemną odmianą dla rozgorączkowanej natury Alka i nieco ogłupiła jego wrodzoną ostrożność. Chłopak stał się bezbronny, ale jednocześnie czuł się szczęśliwy. Przez kolejne tygodnie udało mu się nawet wyciszyć. Wydawało się wręcz, że całkiem zapomniał, jak smakuje gniew. Nie, nie taki zwykły, który odczuwamy, kiedy coś nie idzie po naszej myśli lub gdy ktoś nas zirytuje. Absolutnie nie. Alek znał ten rodzaj złości. Był zaznajomiony ze wszystkimi jej odmianami i wcale się ich nie bał, bo wiedział, jak je kontrolować i sprawić, aby nigdy nie ujrzały światła dziennego. Po prostu dusił to wszystko w sobie tak długo, aż nie natrafił na osobę, na którą mógłby przelać gorycz zalewającą jego organizm. Przy tym nigdy nie podawał prawdziwych powodów. Zwykle wymyślał coś idiotycznego, co sprawiało, że ludzie nie chcieli mieć z nim do czynienia. I dobrze. Alek był przekonany, że jest to właściwa droga. Innej zresztą wcale nie znał. Miotał się ze skrajności w skrajność, ale złość nie była tym, co wywoływało w nim lęk czy chociażby cień wątpliwości, że kiedyś nie będzie w stanie sobie z nią poradzić. Chłopak był świadomy, że istnieje coś gorszego od wściekłości, coś bardziej nieobliczalnego. To go niepokoiło.
     Tym zjawiskiem była lodowata furia. Okropne uczucie, za którym kryła się bezsilność. Zwyczajna bezradność, jaka nawiedzała go ilekroć musiał oglądać ojca pokonanego przez nałóg lub gdy przykre wspomnienia znowu wciskały mu się do głowy i zaczynały z niego kpić. Nie mógł nic z tym zrobić. Dlatego za każdym razem bezwiednie poddawał się i ulegał, bo wiedział, że i tak nie wygra. Nieważne, jak bardzo się starał - zawsze ponosił klęskę. Nie miał w tym starciu najmniejszych szans. Najgorszy rodzaj złości triumfował. Teraz też był blisko. Zbyt blisko. Aleksander to czuł i próbował go zwalczyć. Bezskutecznie. 
     Chłopak zacisnął mocno dłonie w pięści i głęboko odetchnął lodowatym powietrzem, starając się wyrzucić z głowy wszystkie negatywne emocje. Nie pomogło. Nigdy nie pomagało. Nie mogło pomóc. Po co więc bezsensownie próbował? Dlaczego tracił siły na tak idiotyczną walkę, skoro jej wynik był już dawno przesądzony? Nie wiedział. Zwykła upartość, wzmocniona cholerną, męską dumą, nie pozwalała mu zachować się inaczej. 
          Był świadomy tego, że matka chciała dobrze. Nie posądzał jej o działanie na jego niekorzyść. Czuł, że kobieta pragnęła po prostu do niego dotrzeć, do tej jego lepszej części. Tylko że ta część z kolei była pogrzebana tak głęboko i zamknięta na tyle różnych kłódek, że Alek sam nie był przekonany co do tego, czy komukolwiek uda się kiedyś wytrwać na tak długo, aby odnaleźć wszystkie klucze. Asia była blisko. Cholernie blisko, co też go przerażało. W głębi duszy zdawał sobie przecież sprawę z tego, że był bardzo tchórzliwym człowiekiem. Bał się wielu rzeczy, wiele mogło go zniszczyć. Obawiał się, że dziewczyna to odkryje i bezwzględnie wykorzysta albo przestraszy się rozmiaru zniszczeń i uświadomi sobie, że nie poradzi sobie z poskładaniem go na nowo. Co prawda, nie wyglądała ona na słabą, a już zawłaszcza na dwulicową, ale Magda czy Julka też na początku nie zdradzały swojej prawdziwej natury. Chociaż to może on był ślepy. Nie miał pojęcia. Znowu. Sam już nie wiedział, czego tak naprawdę pragnie. Rozmaite potrzeby i lęki mieszały się w nim, umacniając ślepą furię, która była dumna z niego oraz jego rozbicia. Alek nie chciał Aśki przy sobie i nie chciał jej stracić. Tak samo nie chciał ufać przyjaciołom, ale wiedział, że bez tego zaufania zginie. Przepadnie.
         To wszystko stanowiło wspaniałą pożywkę dla rodzącej się furii. Bowiem to poczucie własnej słabości wywoływało w nim złość. Strach wywoływał w nim złość. To, że pragnął zrozumienia, ale wcale go nie otrzymywał wywoływało złość. Niezdecydowanie, niepewność, ciągłe oskarżenia, które słyszał od innych i wyrzuty, jakie sam sobie stawiał - to wszystko wzmacniało wściekłość, a ta rosła, rosła i przejmowała nad Alkiem kontrolę. Dlatego też, gdy w końcu nastąpiło załamanie, chłopak nie zorientował się od razu. Nie był pewien, w którym momencie podjął ostateczną decyzję ani czy to rzeczywiście on był osobą, która tą decyzję podjęła. W każdym razie ruszył przed siebie, a nogi poniosły go tam, dokąd doskonale znał drogę, ale gdzie nie chciał absolutnie iść. Jednak jego własne ciało go nie słuchało, jakby wiedząc lepiej, co jest dla niego korzystniejsze. Tylko że on czuł, że to nie jest lepsze i to pod żadnych względem. 
     Przecież przez lata nie rozumiał nałogu ojca. Otwarcie nim gardził i denerwował się, bo rodzic nawet nie próbował się z tego wyleczyć. Jakby alkoholizm miał nagle stać się chorobą! Nie, wcale nią nie był ani nie wyewoluował, nagle się nią stając. Różnica polegała na tym, że chorobę można zdiagnozować, poddać leczeniu, próbować wynaleźć na nią mniej lub bardziej skuteczny lek, który zadziała chociażby objawowo, a alkoholizmu się nie leczy. On zostaje z człowiekiem na zawsze, jak pieprzony, najlepszy przyjaciel. I żaden odwyk z nikogo tego nie wypleni. Tak, to może być bolesne i nie wszyscy się z tym zgodzą, zwłaszcza sami zainteresowani. Jednak alkoholikiem pozostaje się na zawsze i nie można z tym polemizować. Alek zrozumiał to dużo później, choć w jakiejś części wciąż się temu sprzeciwiał. Wściekał się, bo w jego mniemaniu wystarczyłoby odrobinę silnej woli, której jego ojciec nie miał. Chłopak musiał przez to obserwować, jak rodzic stacza się na samo dno i nie próbuje się nawet podnieść. Bo przecież rezygnacja jest taka prosta! Dużo łatwiejsza od walki.
          Alek wymagał tej walki od ojca, ale sam nie robił nic, aby zawalczyć o samego siebie. Zawsze to wszyscy o niego się starali. Nigdy odwrotnie. Chłopak wmawiał sobie, że nie ma siły na podobny wysiłek i może dlatego tak łatwo było mu wyrzucić z głowy wszelkie przekonania, które do tej pory stanowiły dla niego świętość i które nie pozwalały mu pójść śladem rodzica. To był błąd, ale Alek wtedy tak tego nie postrzegał. Jakby jedna nauczka nie wystarczyła... Niestety, nie umiał się powstrzymać.
       Wszedł do znajomego budynku i natychmiast skierował się do pomieszczenia, którego chciał unikać za wszelką cenę, bo wiązało się ono tylko z nieprzyjemnymi wspomnieniami. Poza tym, do tej pory pragnął udowadniać wszystkim wkoło, że nie skończy tak, jak ojciec. Jednak wściekłość była głodna - mógł ją nakarmić na wiele sposobów, ale wybrał najbanalniejszy. Zwyczajną ucieczkę. Podszedł do baru i zajął jedno z krzesełek przy ladzie. To było takie łatwe, wcale niebolesne. Chyba już rozumiał ojca, choć nadal tego nie chciał. Jeszcze nie. Uważnie przyjrzał się półce wiszącej naprzeciwko. Była ona wypełniona po brzegi rozmaitymi butelkami, które różniły się między sobą wielkością, kształtem, kolorem, a ich barwne etykiety przyciągały wzrok konsumentów i kusiły. Kusiły, kusiły, kusiły.
- Co podać? - Barman, który do tej pory przyglądał się prognozie pogody wyświetlanej na dużym, płaskim telewizorze przywieszonym do ściany obok wejścia, zwrócił swoją uwagę na chłopaka, dopatrując się w nim nowego klienta. Alek przeniósł na niego niepewne spojrzenie. Kolorowe butelki się z niego śmiały. Cholernie go omamiały. Pieprzone butelki.
- Proszę, pana?
           Chłopak potrząsnął głowa, ześlizgnął się ze stołka i powoli wycofał. To nie było rozwiązanie. Żadne. A jednak... Jednak pamiętał uczucie beztroski, które zawładnęło nim, gdy pierwszy raz się upił, a raczej kiedy to dopuścił do sytuacji, aby to Julka zabawiła się jego kosztem. Dziewczyna z niego zakpiła, ale jednocześnie wskazała mu nową możliwość. Bardzo, bardzo obiecującą. Taką, która pokazywała, jak łatwo można poradzić sobie ze wszystkimi obawami i trudnymi decyzjami.
          Dotarł do drzwi i się zawahał. Myślał. Starał się sam sobie przemówić do rozsądku. Gniew, który wywołała matka nie chciał odejść. Wściekłość domagała się picia. Dużo picia, mnóstwo alkoholu. Chciała zapomnienia. Męczyła go. I wygrała. Spowodowała, że Alek zrezygnował z własnych postanowień, wracając do baru. Wrócił, bo furia mu kazała. Wrócił, bo nieznane mu dotąd pragnienie tak mu właśnie nakazywało, a on nie umiał nad nim zapanować. W nietrzeźwości odnalazł sposób na radzenie sobie z problemami i natłokiem złych myśli. Usiadł gwałtownie na barowym stołu i wlepił wzrok w półkę z butelkami. Uważnie przyjrzał się każdej z nich z osobna. Whisky, wódka, gin, rum, tequila i dużo, dużo więcej. Nie umiał ich nazwać. Większości nigdy nie widział na oczy.
- Zdecydował się pan na coś? - Barman patrzył na niego jak na wariata. Pewnie tak wyglądał. Nie odwzajemnił tego wzroku. Czuł, że trzęsą mu się dłonie, więc zacisnął je w pięści i jeszcze raz przyjrzał się butelkom, a one się z niego śmiały. Nadal się z niego nabijały. Miał dość. Wybrał tą, która rechotała najgłośniej.
- Chce tamtą. - Wskazał na czarne, połyskujące szkliwo z szarą, matową naklejką, która przykuła jego największą uwagę. 
- Na pewno? To  najdroższy i najmocniejszy z...
- Nie interesuje mnie to. - Przerwał mężczyźnie, wciąż na niego nie patrząc. Chciał pić, wściekłość nie mogła się doczekać, aż zostanie napojona. Barman jednak wcale się nie spieszył. Patrzył się na niego, jakby zastanawiając się, czy naprawdę powinien dać mu to, co zamówił. Alek nie odwzajemnił tego spojrzenia, ale wytrzymał je na sobie, próbując przekazać natrętowi całą swoją postawą, że nie wyjdzie z baru, dopóki ktoś go nie obsłuży. Była to ciężka walka, która kosztowała masę wysiłku obie strony. Jedna z nich była jednak silniejsza, choć może bardziej zdesperowana. 
- Ale... - Kurwa. Barman wyprowadził go z równowagi. Kto mu dał niby prawo do decydowania o tym, co kto dostaje? Alek w końcu powoli przeniósł wzrok na mężczyznę, oceniając go. Nie był to młody chłopak, a raczej straszy facet, którego dzieliło bliżej niż dalej od ostatecznego końca. Siwa broda i skąpe kępki jasnych włosów bezbłędnie zdradzały jego podeszły wiek. Nie mógł mu zrobić krzywdy, bez skrzywdzenia samego siebie. Dobre, poczciwe, błękitne oczy przyglądały się chłopakowi współczująco, doprowadzając go tym samym do szewskiej pasji. 
- Posłuchaj mnie uważnie, dziadek, bo powiem to tylko raz. Mój ojczym to twój zasrany szef, więc jeżeli nie chcesz stracić tej swojej milusiej posadki, masz mi dać to co chcę, a chcą właśnie tamtą pierdoloną butelkę, jasne?
     Barman się wycofał. Zrobił urażoną minę, lecz ze zrezygnowaniem zdjął z półki butelkę i postawił ją przed chłopakiem.
- Ostrzegałem cię, dzieciaku.
     Ale dzieciak już nie słuchał, zbyt zafascynowany połyskującym szkliwem kryjącym w sobie tajemniczy alkohol. Upragniony przedmiot już wcale nie śmiał się z niego, lecz uśmiechał, jak stary, dobry kumpel. Aleksander miał tego potem długo żałować i żałował, ale nie wtedy, gdy pierwszy łyk rozpalił jego gardło, wypalając wszelkie wyrzuty sumienia. Żal oraz obrzydzenie do własnej słabości przyszły znacznie później, ciągnąc za sobą poczucie straty godności. To jedno załamanie mocno wbiło się w psychikę chłopaka, utrzymując w nienawiści do samego siebie, lecz jednocześnie wcale nie odganiając od alkoholu. On wciąż pozostawał najłatwiejszą możliwością ucieczki. I choć Alek wmawiał sobie, że ma nad wszystkim kontrolę, kontrola ta szybko zaczęła wyrywać mu się z rąk i przeradzać się w zwykłe złudzenie.




7 komentarzy:

  1. O! Pierwsza;D

    Alek popełnił kompletny błąd topiąc swoje smutki w alkoholu, ale skłamałabym mówiąc, że go nie rozumiem. Doskonale przekazałaś tą ciągotę do alkoholu w krytycznych sytuacjach. Chłopak ewidentnie sobie już ze sobą nie radzi i wcale się nie dziwię, że to zmotywowało go do sięgnięcia po butelkę. W końcu ludzie z natury wybierają zawsze najłatwiejsze rozwiązania. O wiele trudniej stanąć z problemem oko w oko i go rozwiązać. Zaskoczyło mnie tylko to, że mając ojca alkoholika i nienawidząc alkoholu, sam mu uległ. Miał w sobie na tyle siły, by wyjść z tego baru na dobre, barman nie był chętny, żeby wlać mu ten trunek, a mimo wszystko wygrała słabość Alka. To smutne... Bo widać, że w jego życiu dzieje się coś złego, a nikt nie chce mu pomóc. Mam wrażenie, że jest sam. Matka stara się do niego niby dotrzeć, ale nieudolnie, ojciec... wiadomo, co do Asi nie jest pewny, poza tym jest daleko, a Maniek tylko udaje przyjaźń, bo tak naprawdę chce mu odbić laskę. Choć nie wiem czy oni w ogóle jeszcze gadają. No i Julka- biedna dziewczyna, która wiele w życiu przeszła, a i tak jest okropną, wredną suką. O tak, zdecydowanie nie dziwię się, że sięgnął po butelkę. Żeby tylko nie doprowadziła go do całkowitego upadku!

    Pozdrawiam! I dziękuję za komentarz u mnie;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, tym razem ci się udało być pierwszą, gratuluję - haha :D
      Aluś do najodporniejszych psychicznie istotek nie należy, więc chyba nie ma w tym nic dziwnego, że w końcu sięgnął po ostateczność, łamiąc przy tym wszystkie swoje postanowienia. Bo przecież chciał udowodnić wszystkim, że jest inny niż ojciec, ale jednak, paradoksalnie, wybrał tę samą drogę. Trochę mu się problemów namnożyło, tego nie ukrywam, ale i tak powinien poszukać innej drogi. Niestety, tego nie zrobił. Zabrakło jednego elementu, kogoś kto by nim potrząsnął i powiedział, że powinien się jednak ogarnąć. Myślę, że dużo dałaby tutaj obecność Pandy lub Mańka, ale tego przed tej potwornej zmiany. Chłopaki pojawią się w kolejnym rozdziale, tak troszeczkę zdradzę, więc może potrząsną nieco Alusiem i przemówią do tej pustej główki, a może i nie... Pożyjemy, zobaczymy.
      Pozdrawiam i również dziękuję za cudny komentarz :*

      Usuń
  2. Aluś, Aluś- tego właśnie się bałam. Ti znaczy nie alkoholu, bo tego akurat wydawał mi się za bardzi brzydzić, ale ogólnie pomysłów na sprawną destrukcję i samozniszczenie. A iednak desperacja okazała się tak wielka, że sięgnął po pechową butelkę i to jeszcze z agresją, która nawet przy jego charakterze wydała mi się niespotykana. Cóż to żadna droga, a najwyżej autostrada do nikąd, ale winić go nie można. Spadło mu na głowę zbyt wiele, zbyt wiele dla.każdego, a dopiero dla chłopaka tak młodego, niedoświadczonego. Dla kogoś, kto nikomu nie ufa jeszcze do końca. Każda relacja, każde odczucie wydaje mu się złudne i niepewne. Wie, że robi źle- a jednak nie może się powstrzymać. I szczerze wątpię, aby marzył o zrzuceniu z siebie zasłony twardziela i wyznaniu komukolwiek szczerze wszystkich tych myśli i męczarni. I przede wszystkim sprawy z Julią. Na prawdę nic, od dawna nie wkurzyło mnie bardziej od tej suki. Znała trochę jego życie, znała to jego "coś", czego nie umiem nazwać, a co widać po prostu na pierwszy rzut oka. A mimo to dla zwykłej, debilnej zabawy zdecydowała się zostać jego gwoździem do trumny.
    Współczuję Asi, tego co zastanie. Nie mam wątpliwości, że to dobra dziewczyna i że będzie chciała zawalczyć o naszego spadającego w dół Alusia. Ale będzie mieć siłę? Ktokolwiek będzie miał? Albo chociaż wszyscy razem...
    Czekam niecierpliwie. Weny;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Masz całkowitą rację, co do Alka. Chłopak pogubił się w swoim życiu, a coraz to nowsze problemy zdecydowanie nie pomagają mu w podejmowaniu rozsądnych decyzji. Przecież dużo łatwiej jest mu wypić i na chwilę mieć z głowy zmartwienia, niż odważnie się im przeciwstawić. On już nie ma siły, aby to zrobić w pojedynkę. Może przyjaciele pomogą... a może nie. Może dostarczą nowych zmartwień? Tego nie zdradzam. No, ale znając Alusia, nawet gdy przyjadą sami będą musieli do wszystkiego dojść, bo on raczej nie należy do wylewnych osób.
      Każdy ma inny sposób radzenia sobie z problemami - niektórzy się załamują, inni walczą, a jeszcze inni spychają własne trudności na innych, próbując się przez to odegrać na niesprawiedliwym losie - tak właśnie zachowuje się Julka. Chociaż wydawałoby się, że powinna zrozumieć Alka i w jakiś sposób go wesprzeć, to jednak sama stwarza mu piekło na ziemi. Nie, to nie jest racjonalne zachowanie i może przez to bardzo namieszać.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Kurde, trochę żałuję, że wybrał taką drogę. rozdział jednowątkowy, bez jakiejś specjalniej akcji, a jednak wiele wnoszący i pokazujący, jak desperacko Alek próbuje czyjeś pomocy... Mam nadzieję,że Aśka, pomimo usilnych starań Julki go nie przekreśli, tylko pozwoli wreszcie odnaleźć mu i pogodzić się z samym sobą

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja byłam tak dumna, że on jednak się wycofał, wyszedł... ale wrócił, wziął tę butelkę i się napił. Nie rozumiem takiego podejścia, że alkohol rozwiązuje problemy. Przeciwnie, jeszcze je dokłada. Tylko na chwilę pomaga zapomnieć o nich. Tylko, że jeżeli robi się to często, to ktoś może przez to cierpieć i Alek powinien o tym najbardziej wiedzieć. Skoro trudno mu ufać przyjaciołom, ale wie, że powinien, to dlaczego tego nie robi? Wiem, jest to trudne, ale warte, jeżeli ma się prawdziwych przyjaciół. To lepsze niż alkohol i sam powinien to dobrze rozumieć, widząc co też jego ojciec robił. Pomagało mu to? Nie, bo Alek go przez to nienawidził. I to powinno się dokładać do jego silnej woli. Znów pojawia się ten opryskliwy i nieufny Alek, który już prawie się zmieniał. Przecież spotkania z Asią tak go odmieniły. Zupełnie był do siebie niepodobny. Chyba otworzył się na nowe relacje, na dziewczyny... a Julka ponownie go zamknęła, przypominając mu jak jeszcze niedawno był zraniony przez tę Magdę. Chciałabym, aby na końcu było szczęśliwe zakończenie, że wszystko wróci do normy. Maniek się przyzna, znów będą przyjaciółmi... ale wiem, że tak nie będzie. I to przez Ciebie! : P
    "Nie był to młody chłopak, a raczej straszy facet, którego dzieliło bliżej niż dalej od ostatecznego końca." Taki błąd mały, literówka, "straszy" = "starszy". Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę, martwię się, że przez te wszystkie tragiczne wydarzenia Alek coraz częściej będzie uciekał do alkoholu. Będzie mu się wydawało, że dzięki temu cała szara rzeczywistość na chwilę zniknie. Widać, że chłopak jest po prostu bezradny. Próbuje się złapać ostatniej deski ratunku i choć zapewne zdaje sobie sprawę, że to pociągnie go na dno, poniekąd nie może przestać. Ech, najwidoczniej nawet przykład ojca nie wystarczył,by chłopak raz na zawsze trzymał się z dala od alkoholu.
    W ogóle wiem, że pisałaś ten rozdział pod wpływem Freya, że tak powiem i w ogóle wyszedł Ci mega genialnie :D Kocham ten opis śmiejących się butelek... jest po prostu mistrzowski!! Naprawdę, niesamowicie emocjonalna notka, choć tragiczna, chyba jedna z moich ulubionych! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń