poniedziałek, 1 czerwca 2015

Epilog


But if you'd held on a little longer
You'd have had more reasons to be proud

- Skylar Grey, Words


     Znowu ten sam cmentarz. Znała na pamięć każdą ścieżkę i każdy kamyczek, który musiała pokonać, aby wdrapać się na szczyt wzgórza, gdzie znajdował się cel jej podróży. Kojarzyła wiele starych pomników, a te nowe, które powstawały ciągle, z czasem również miała zapamiętać. Asia nienawidziła tego miejsca, a jednocześnie nieznana siła nie pozwalała jej o nim zapomnieć i zrezygnować z wizyt. Początkowo przychodziła codziennie, potem każdej niedzieli, a po upływie dwudziestu lat już tylko raz w miesiącu. W częstszych wizytach przeszkadzała jej odległość. Joanna nie mieszkała już w Białce. Opuściła malutkie, zapomniane przez świat miasteczko, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Zrobiła to natychmiast, gdy dostała przyzwoitą ofertę pracy w innym mieście. Uciekła przed wspomnieniami tak daleko jak mogła, ale i tak coś ciągnęło ją w te strony. Nie łatwo było wyrzucić z głowy całe mnóstwo bolesnych myśli oraz pozbyć się nawyków. Może dlatego nogi, jakby same zapamiętując trasę, zaniosły ją pod północną bramę, a stamtąd już prosto plątaniną ścieżek do czarnego, marmurowego grobowca. Przystanęły tylko na chwilę, aby miała szansę kupić bukiet kwiatów i znicz u starszej kobiety prowadzącej swój biznes przy murze. Potem udała się prosto na grób Aleksandra.
     Chociaż wszystko wokoło pokrywała gruba warstwa puchu, dziewczyna nie miała najmniejszych problemów, aby dotrzeć na właściwe miejsce. Trafiłaby tam nawet z zamkniętymi oczami, a widok, który tam zastała, jak zawsze ścisnął jej serce. Mimo fatalnej pogody, na zaśnieżonej płycie stał samotny, zapalony znicz, a w wazonie widniały świeże kwiaty. Asia nie musiała się domyślać kto był za to odpowiedzialny. Jedna, jedyna osoba nie potrafiła pogodzić się z tą śmiercią, w takim samym stopniu jak ona sama. Dziewczyna westchnęła cicho i dołączyła przyniesiony bukiecik do pozostałych kwiatów, po czym zapaliła świeczkę. Dopiero, gdy wykonała te czynności, odważyła się cofnąć o parę kroków i dokładnie przyjrzeć się całości.
     Cichy, lodowaty marmur zupełnie nie pasował do Alka, a jednak to właśnie on stanowił miejsce jego pochówku. Czarny kamień był ostatnim, namacalnym miejscem, które świadczyło o tym, że ktoś taki jak Aleksander Kamiński kiedykolwiek istniał. Asia chwilę przyglądała się niewielkiemu zdjęciu umieszczonemu w srebrnym medalionie na tablicy. Przedstawiał on młodego, uśmiechającego się Alka. Dziewczyna była pełna podziwu dla osoby, która skłoniła chłopaka do tego gestu. Ona sama dużo lepiej pamiętała go jako pochmurnego, rozzłoszczonego lub zamyślonego. Uśmiech rzadko gościł na jego ustach, ale kiedy już się tam pojawiał, odmieniał całe jego oblicze.
     Joasia odwróciła wzrok, czując, że więcej już nie wytrzyma. Przeniosła go na panoramę gór widocznych w pobliżu. Cmentarz w Białce miał bowiem jedną charakterystyczną, a zarazem ironiczną cechę. Znajdował się zaledwie kilkanaście metrów od kompleksu budynków otaczających stok. Kiedy weszło się na jego wzgórze, w pogodne dni można było dostrzec beztroskich narciarzy i snowboardzistów, którzy oddawali się zimowemu szaleństwu. Ludzie nie zwracali uwagi na pobliskie święte miejsce, a ono czekało. Ciche i spokojne. Z otwartymi ramionami przyjmowało w swoje objęcia tych, którym powinęła się noga.  To tylko jeszcze dobitniej przypominało jej o Alku.
- Muszę powiedzieć ci coś ważnego - wyszeptała Asia spoglądając ponownie na grób, a kolejne słowa popłynęły już same. Złożyły się na opowieść, przydługi monolog, który był potrzebny chyba tylko jej samej. Aleksander nie mógł odpowiedzieć, choćby bardzo chciał. Asia jednak wierzyła, że słucha uważnie i przeżywa razem z nią. - Wcześniej nie starczyło mi na to odwagi, choć próbowałam za każdym razem, gdy tu do ciebie przychodziłam. Zwyczajnie nie potrafiłam wyznać ci prawdy i czułam się z tym źle. Wiedziałam, że ty nie miałbyś mi za złe, gdybym już nigdy nie zdobyła się na szczerość. W końcu sam zabrałeś wiele tajemnic ze sobą, nie dzieląc się nimi z nikim. Nie jestem zła. Złość minęła już dawno, smutkiem też bym chyba tego nie nazwała. Nie umiem wypominać ci starych przewinień, bo sama miałam ich zbyt wiele. Myślę, że ty byłeś tego najlepiej świadom. Wydaje mi się, że nadal jesteś. Czasami wmawiam sobie, że wciąż czuję twoją obecność w swoim życiu. Pewnie jesteś dobrze zorientowany na wszystko, co się wydarzyło po twoim zniknięciu, ale muszę to powiedzieć. Tak byłoby chyba fair, prawda?
     Pamiętasz tamten dzień, kiedy wspomniałeś, że boli cię noga, a ja siłą zaciągnęłam cię do lekarza? Wiem, to było milion lat temu. W każdym razie pokłóciliśmy się wtedy. Chyba pierwszy raz tak naprawdę na poważnie, a potem godziliśmy się całą noc. Zupełnie nie wiem o czym wtedy myśleliśmy, ale na pewno nie o tym, żeby się zabezpieczyć. Boże, byliśmy tacy lekkomyślni i naiwni sądząc, że wszelkie konsekwencje nas ominą. Nie ominęły. Nie zrozum mnie źle. Nie żałuję, że się na to zdecydowaliśmy. Tamte chwile były najlepszymi, jakie spotkały mnie w całym życiu i dalej je tak wspominam, ale mając te dziewiętnaście lat byłam przerażona. Zwłaszcza, że o ciąży dowiedziałam się równo miesiąc po twoim pogrzebie. Wcześniej, owszem, pewne sygnały były i pewnie powinny mnie na coś na kierunkować jeszcze w Austrii, ale wtedy zbyt łatwo przychodziło mi zwalać winę na stres oraz rozpacz związane z twoim odejściem. Jednak czas upływał, a ja musiałam przestać się oszukiwać. Musiałam. W końcu objawy stały się oczywiste. Co mogłam zrobić? Przyznałam się do wszystkiego przed rodzicami, bo przecież i tak by się wszystkiego dowiedzieli prędzej czy później. Oni nie wiedzieli, co ze mną zrobić. Na moralizujące rozmowy było zdecydowanie za późno, a kłótnia w niczym nie mogła pomóc, biorąc pod uwagę tragiczny stan mojej psychiki. Nie kazali mi się wynosić i dalej zgrywać wielce dorosłą, a przecież mogli to zrobić. Skoro umiałam iść z kimś do łóżka, to powinnam być na tyle odpowiedzialna, aby zapewnić dziecku godne warunki życia bez ich wsparcia. Oni tego tak nie postrzegali. Zaopiekowali się mną, a przede wszystkim zadbali, abym upewniła się we własnych domysłach.
     Wciąż mam w pamięci moment, kiedy otrzymałam wynik badań. One nie pozostawiały złudzeń. Byłam w drugim miesiącu ciąży. Mój świat się wtedy zawalił. Rozpłakałam się po wyjściu z gabinetu, a mama nawet nie pytała. Nie musiała. Przytuliła mnie mocno i poczułam, że łzy spływają również po jej twarzy. Płakałyśmy razem. Ja, bo nie dałam już rady dłużej wytrzymywać, a ona, bo pierwsza zrozumiała, jak musiałam się w tamtej chwili czuć.
       Możesz mnie za to znienawidzić i potępić, Alek, ale pierwszej nocy, gdy moje dotychczasowe obawy znalazły potwierdzenie, próbowałam się zabić. Nie wiem, co chciałam tym osiągnąć, nie pytaj. Po prostu chwyciłam opakowanie tabletek nasennych, które w niedługim czasie po twojej śmierci stały się moimi najlepszymi przyjaciółmi. Połknęłam wszystkie. Chyba liczyłam na to, że nawet jeżeli jakimś cudem przeżyję, to dziecko nie dostanie już takiej szansy. Tak bardzo go w tamtym momencie nienawidziłam! Pragnęłam, aby przestało istnieć. Nie chodziło tylko o to, że odbierało mi wszelkie nadzieje i perspektywy na przyszłość. Nie, nie. O tym w tamtym momencie zupełnie nie myślałam. Ja po prostu nie potrafiłam pogodzić się z tym, że pod sercem noszę cząstkę ciebie, a ciebie już nie ma. To bolało, wiesz? Bolało i to tak bardzo, że nawet się nie zastanawiałam nad tym, co robię. Kiedy zaczęło kręcić mi się w głowie i prawie straciłam przytomność, zaczęłam myśleć, że osiągnęłam swój cel. Rodzice jednak zareagowali w porę. Dziecko też przeżyło. Wtedy wydawało mi się, że niestety, ale teraz, patrząc na to z perspektywy czasu, nadal nie potrafię odnaleźć słów podziękowania dla lekarzy, którzy się do tego przyczynili. A było blisko. Czasami wydaje mi się, że tylko cud pozwolił mu przetrwać najgorsze. Cholera, Alek, twój syn miał w sobie więcej woli walki, niż my oboje razem wzięci.
     Bartuś jest jednocześnie twoją kopią i całkiem inną osobą. Jest tak bardzo do ciebie podobny... Też jest blondynem. Wysoki oraz szczupły jak tyczka. Ma takie same oczy jak ty. Jednak w przeciwieństwie do twoich, w których zawsze gościła złość i wrogość, zwłaszcza gdy próbowałeś patrzeć z miłością, oczy Bartka są ciepłe i nawet, kiedy chłopak przeżywał ten swój okres buntu, nigdy nie widać było w nich nienawiści. On nie potrafi się kłócić. To jego największa wada.  Tak bardzo się bałam, że przez łączące was podobieństwo okaże się równie lekkomyślny jak ty. Niepotrzebnie. Bartek jest rozsądny, nawet dużo rozsądniejszy ode mnie, co udowodnił już niezliczoną ilość razy. Bałam się, że będzie popełniał twoje błędy, ale daleko mu do tego. Jego wychowanie nie było tak trudne, jak się tego obawiałam. On od maleńkości był niezwykle spokojnym dzieckiem. Tylko dwa razy wprowadził mnie w zakłopotanie. Raz, kiedy zapytał gdzie jest jego tatuś, a drugi raz przeraził, gdy poprosił o pójście na stok. Z tym pierwszym sobie poradziłam, choć możesz tylko sobie wyobrazić, co musiałam czuć, spoglądając w jego oczy i zastanawiając się, jak przekazać trzyletniemu dziecku, że jego ojciec nie żyje i nigdy nie będzie obecny w jego życiu. Może to cię rozbawi, ale wtedy wydawało mi się, że jedynie w taki sposób uda mi się mu to wytłumaczyć. Powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy. Odpowiedziałam, że Bozia zaprosiła tatusia do siebie i ofiarowała mu nieskończony karnet na najlepsze wyciągi wszechświata. Opowiadałam, że pewnie teraz ścigasz się z aniołkami na górze tak wysokiej, że cała tonie w chmurach. Mały był smutny, ale zrozumiał. Koniecznie chciał wiedzieć czy wygrywasz. Zapewniłam go, że robisz to za każdym razem. Bartuś już więcej nie pytał o przyczyny twojej nieobecności. Nie, nie dlatego, że zapomniał. Myślę, że po prostu ta odpowiedź go usatysfakcjonowała i nawet teraz, gdy jest dorosły i zna całą prawdę lubi wracać wspomnieniami do tamtej teorii. Jest cudownym człowiekiem. Osiągnął wiele sukcesów.
     Ja jednak byłam przerażona, kiedy zainteresował się snowboardem i pierwszy raz poprosił o wypożyczenie deski. Nie było w tym nic dziwnego. Mogłam się spodziewać, że prędzej czy później do tego dojdzie. W końcu obserwował, co robi jego wujek i chciał zrozumieć, co takiego w tym wszystkim widział jego tata.  Ja jednak wcale tego tak nie postrzegałam. Na początku wręcz mu tego zabroniłam i chyba o to stoczyliśmy ze sobą najwięcej bitew w całym życiu. On tak bardzo tego pragnął, a ja mu nie pozwalałam. Nie umiałam pozwolić. Tak strasznie się o niego bałam i nadal boję. Myślę, że gdyby wtedy nie wstawił się za nim Panda i nie zapewnił, że wszystkiego go nauczy, a przede wszystkim zadba o jego bezpieczeństwo do tej pory bym się nie zgodziła, aby ruszył twoją drogą. Dzisiaj jednak cieszę się, że tak właśnie się stało. Bartek może robić to, co sprawia mu przyjemność i realizuje się w tym stuprocentowo. Dwa lata temu zaproponowano mu bowiem, aby reprezentował Polskę podczas zimowych igrzysk olimpijskich. Przyznaję, byłam temu przeciwna. Dalej obawiałam się, że Bartek skończy tak samo jak ty i jego także stracę. Na szczęście nic takiego się nie stało. Twój syn wtedy mnie nie posłuchał. Wystartował w zawodach, a nasz kraj nie miał chyba w całej swojej historii lepszych zawodników. Dzisiaj Bartuś może pochwalić się już wieloma nagrodami w tej twojej ukochanej dyscyplinie. Byłbyś z niego dumny, Alek.
     Wiesz, czasem zastanawiam się, jakby to wyglądało, gdyby jednak ten wypadek nie miał miejsca. Wyobrażam sobie ciebie w roli ojca i żałuję. Bardzo żałuję, że nie otrzymałeś szansy na poznanie własnego syna. Pewnie wtedy to ty lepiej wprowadziłbyś go w ten świat. Ja potrafiłam go tylko straszyć. Nie wiem, dlaczego. Może po prostu przerażało mnie to, że on też okaże się równie porywczy jak ty. Bartek jednak udowodnił mi, że jest odpowiedzialny i bardzo utalentowany. Chociaż jeździ szybciej niż konkurenci i skacze wyżej niż oni, to jednak w każdej wykonanej przez niego ewolucji widoczny jest rozsądek.  Do wszystkiego podchodzi w ten sposób. To czasami aż nużące. Nic nie robi bez zastanowienia. Nawet nad zaręczynami głowił się cały rok, choć widać było, że kocha tą swoją Łucję do szaleństwa. Biorą ślub w przyszłym miesiącu, a Panda z wielkim entuzjazmem wziął na siebie wszystkie organizacyjne sprawy. Chyba właśnie on cieszy się z całej tej imprezy najbardziej. Momentami dalej zachowuje się jak mały chłopiec.
     Tak, Grzegorz się nie zmienił. Chyba on jeden spośród nas wszystkich dalej jest prawdziwym sobą, choć również nie związał przyszłości ze snowboardem tak jak planował. Deska pozostała tylko jego pasją, a on sam zajął się czymś innym. Został psychoterapeutą. Nie śmiej się! Ludzie płacą ogromne pieniądze, aby dać się zarazić tym jego optymizmem. Zwłaszcza, że w gabinecie Grześka działają wzmocnione siły. Tylko nie mów: a nie mówiłem! Albo mów. Co mi tam. Przecież pewnie wiesz, że miałeś rację. Pandzia również odnalazł swoje szczęście. Związał się z Luśką, której w tej całej Warszawie jednak nie wyszło. Załamana wróciła do Białki i tak to się dziwnie złożyło, że to Panda potrafił ją pocieszyć i osłodzić gorycz zawodu. Są świetną parą. Niedługo na świat przyjdzie ich córeczka.
     A ja? Nie patrz tak na mnie z naganą. Tak, dalej jestem sama. Tak, być może już zawsze tak będzie. Chyba nie potrafię znowu otworzyć się na kogoś obcego i pokochać go tak jak kochałam ciebie. Krótkotrwały związek z Mateuszem doskonale mi to zobrazował. Nie trwał długo. Nie, to nie przez niego. Wina leżała jedynie po mojej stronie. W końcu łączyło nas zbyt wiele bolesnych wspomnień, abyśmy mogli stworzyć fajny dom i szczęśliwą rodzinę dla Bartka. Wiedzieliśmy o tym od początku, ale i tak postanowiliśmy spróbować. On ze wszystkich sił starał się zastąpić Bartkowi ojca, ale to nie wyszło. Twój syn nie potrafił go zaakceptować, a ja sama nie czułam się w tym związku szczęśliwa. Rozstaliśmy się w zgodzie, a kilka tygodni później Maniek przeniósł się do Norwegii. Teraz jest prezesem prężnie rozwijającej się firmy produkującej sprzęt sportowy. On również nie znalazł szczęścia w miłości. Tylko Panda to potrafił. Tak, Grzesiu jest jedyny w swoim rodzaju.
     Powinieneś być mu wdzięczny, Alek. To on pomógł twojemu ojcu. Dobry Boże, nie było z nim najlepiej, kiedy dowiedział się o twojej śmierci. Zapiłby się na dobre, gdyby nie szybka reakcja Grześka. Właśnie on pokazał mu inną drogę. Obecnie twój ojciec jest w szczęśliwym związku z kobietą cierpiącą na stwardnienie rozsiane. Wydaje mi się, że codzienna pomoc, jaką musi ją obdarzać trwale wyleczyła go z nałogu. Mam nadzieję, że już tak pozostanie.
     Twoja matka dalej jest związana z Adamem, ale podobno przechodzą ciężkie chwile. Okazało się, że Lena jest chora. To rak mózgu. W dodatku dość późno go wykryli. Biedna dziewczyna przeszła już całe mnóstwo operacji i jest pod doskonałą opieką medyczną. Jednak nawet pieniądze, jakie potrafi zapewnić jej ojciec, są bezużyteczne. To okrutne, ironiczne, ale takie właśnie jest nasze życie.
     Nie wiem, po co ci to wszystko opowiadam. Przecież pewnie jesteś świadomy każdej z tych rzeczy. Najprawdopodobniej śledzisz uważnie nasze poczynania i nie raz kręcisz głową z niedowierzaniem. Jestem przekonana, że ty, a nikt inny, czuwasz nad Bartkiem i dbasz, aby każdy jego wyskok czy najdrobniejszy manewr na stoku kończył się bezpiecznie. Pilnujesz, aby żaden upadek nie był tym ostatnim. Bo to właśnie ty, Alek, zawsze byłeś naszym opiekunem, mimo że sam czasami też potrzebowałeś przewodnika. Nauczyłeś mnie jak żyć i kochać. Otworzyłeś oczy na świat i za to już zawsze będę ci wdzięczna. Teraz chyba łatwiej będzie mi się z tobą pożegnać.
- Mamo, z kim ty rozmawiasz? - Bartek właśnie wdrapał się na szczyt i zmierzał w stronę Joanny ze swoją narzeczoną. Drobna blondynka o błękitnych oczach oraz burzy kręconych włosów wtuliła się w jego bok i uśmiechnęła przyjaźnie, gdy tylko spostrzegła, że matka jej ukochanego na nich patrzy. To wcale nie była gra pozorów. Asia zdawała sobie sprawę z tego, że dziewczyna kocha jej syna równie mocno jak on ją i cieszyła się z ich szczęścia. Gdy podeszli bliżej, Łucja wyjęła z niesionej przez chłopaka reklamówki znicz, po czym postawiła go obok tych zapalonych.
- Czasami lubię porozmawiać sama ze sobą, Bartuś - zwróciła się w jego stronę Asia. - Myślałam, że przez te wszystkie lata zdążyłeś przywyknąć do różnych dziwactw starej matki.
- Nie jesteś stara - zaśmiał się Bartek, obserwując jak jego dziewczyna próbuje zapalić knot. Niestety, silny wiatr raz za razem niweczył jej wysiłku. Przy trzecim lub czwartym podejściu, chłopak zlitował się nad nią, po czym pochylił się i osłonił dłońmi otwór znicza, aby pomóc Łucji. Dopiero wtedy knot zajął się ogniem i zapłonął. Dziewczyna pocałowała go w policzek w wyrazie podziękowania, a potem spojrzała na zdjęcie Aleksandra.
- Jesteś do niego bardzo podobny - wyszeptała, a Bartek uśmiechnął się do niej z czułością. Nie musiał jej mówić, że ją kocha, to było widać w każdym jego spojrzeniu i najdrobniejszym geście, a ona czytała z niego jak z otwartej księgi. Rozumieli się bez słów, a przez to stanowili wspaniałą parę.
- Dobrze, chyba możemy już iść. Zaraz zacznie znowu padać, a ja nie chcę, abyście mi tutaj zamarzli. Wracamy do domu - zadecydowała Asia i wskazała ręką, aby szli przodem. Ona jednak jeszcze zawahała się na chwilę. Poczekała, aż Bartek z Łucją znikną jej z oczu, a potem zwróciła się jeszcze raz do Alka.
- Trochę nas przypominają, prawda? Mam nadzieję, że będą szczęśliwi, tak jak ja byłam. - Pogłaskała z czułością płytę grobowca i podążyła śladem swoich dzieci.


Przygoda z Ostatnim upadkiem właśnie dobiegła końca. Sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Czasami było super, czasami wręcz przeciwnie. Uwierzcie, momentami niewiele brakowało, abym rzuciła to wszystko w cholerę. Mimo wszystko cieszę się, że tego nie zrobiłam. Ta opowieść jest dla mnie niezwykle ważna i to nie tylko ze względów osobistych, chociaż to też jest bardzo istotne. Praca nad nią naprawdę wiele mnie nauczyła i przyniosła mi mnóstwo satysfakcji, radości i smutku. Tego smutku było chyba jednak najwięcej. Teraz ciężko będzie przestać myśleć o tych moich bohaterach jak o żywych istotkach i już nie analizować ich zachowania, zaprzestać planowania kolejnych wydarzeń. Tak, jestem potwornie sentymentalna. 
W tym miejscu pragnę też podziękować wszystkim, którzy znaleźli choć chwileczkę, aby przeczytać chociaż jeden z rozdziałów. Każdy komentarz, który tutaj zamieszczaliście niezwykle mnie mobilizował i przywracał utraconą wenę. Nie mam pojęcia, jak mogę wyrazić swoją wdzięczność za to wszystko. Zwyczajne dziękuję chyba nie jest wystarczające.
Chcę podziękować również wszystkim, którzy byli, czytali, komentowali i dali się porwać w ten wymyślony świat, ale z różnych przyczyn zniknęli z bloggera. Pamiętam o każdym z was i każdemu z osobna jestem tak samo wdzięczna.
Cóż, nie umiem pisać długich, wzruszających przemówień na zakończenie ani się żegnać, więc chyba na tym poprzestanę. Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić już teraz na Nieobecne jutro. Opowiadanie zachowane w nieco innych realiach, ale równie depresyjne, refleksyjne i przytłaczające jak Upadek. Jeżeli jeszcze kogoś nie odstraszyłam, to zapraszam. Za tydzień lub dwa powinien pojawić się tam pierwszy rozdział.
A z okazji Dnia Dziecka pragnę życzyć wszystkim dzieciom tym dużym i tym małym wszystkiego najlepszego! 

15 komentarzy:

  1. Zwykle prolog i epilog są krótsze od rozdziałów, ale ten epilog chyba nie różnił się długością od rozdziałów... i dobrze :). Dziecka się nie spodziewałam. Tego, że zaczniesz opisywać życie po dwudziestu latach też nie. Jedno, co mi przyszło na myśl, to to, że Bartek oświadczył się dziewczynie mając niewiele więcej lat od umierającego ojca. Bardzo mi się spodobał pomysł na zawód Pandzi. Cieszę się, że odzyskał dawną radość życia i może jeszcze dzięki temu pomagać innym. Mam wrażenie, że ludzie bardzo potrzebują tego w tych czasach. Wielu jest marudnych osób, ale i takich, którzy zwyczajnie mają chwile słabości i potrzebują kogoś, kto ich wesprze, rozśmieszy, pozwoli odzyskać wiarę w życie, w jego sens. Widać ile Grześ daje wsparcia innym. On chyba nigdy nie był zwadą w czyichś relacjach. Może miewał słabości, chwilę niezdecydowania, może lekkiej głupoty, ale najwcześniej się podniósł. Mimo dorośnięcia, pozostał taki sam i dobrze. Dobrze, że Asia nie zdołała się zabić i jednak choć siłą, to uratowali ją, a ona nie próbowała więcej pozbawiać się życia. Myślę, że teraz jednak powinna żałować tej próby. Syn powinien być dla niej najlepszą pamiątką po Alku i zarazem osobą, na którą powinna przelać całą swoją miłość, co pewnie zrobiła.
    Tak, właśnie powstają zakazy... Jednak cieszę się, że nie udało jej się całkowicie zabronić Bartkowi jazdy na desce. Nie powinna zabrać mu tego, czego pragnie, a to niewątpliwie dało mu szczęście. Alek czuwa nad synem i nie pozwoli mu popełnić tak lekkomyślnego błędu jak on. Jest ostrożny i to powinno pozwolić mu długo żyć. A Ty widzę dalej siejesz zło i cierpienie, i nawet czepiasz się małego, biednego dziecka? Już go w chorobę wpędzasz? :P Właśnie zastanawiało mnie, gdzie jest ojciec Alka. Czemu go tu jeszcze nie było? Oby tylko ponownie się nie załamał, kiedy jego dziewczyna sama nie chce żyć, a on nie będzie w stanie jej uratować, odwieźć od głupiego pomysłu.
    Wcześniej, kiedy zamierzałam zabrać się za czytanie, przesłuchałam już tych dwóch piosenek na Twoim blogu, aż do znudzenia. Chociaż tej polskiej nieco nie rozumiem. Może zwyczajnie mam inne podejście.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      No zwykle epilog i prolog są krótsze oraz stanowią pewnego rodzaju klamrę, ale tutaj postanowiłam pokazać jak zmieni się życie tych moich bohaterów w ciągu dwudziestu lat i raczej nie zawarłabym tego w czymś krótszym ;) I cieszę się, że w pewnych kwestiach udało mi się cię zaskoczyć!
      Tak, tak Bartek oświadczając się Łucji jest w wieku zbliżonym do wieku jego ojca, gdy ten zginął. Zagranie po części celowe, po części nie ;)
      Myślę, że Panda nigdzie indziej nie sprawiłby się lepiej niż jako w roli psychoterapeuty ;) To takie wesoły, optymistyczny człowieczek na właściwym miejscu. Ludzie z całą pewnością na tych skorzystają.
      Grzesiu chyba jako jedyny z paczki przyjaciół był od początku do końca sobą i nie dał się wmieszać w żadne intrygi. Może jedynie był współwinny kłamstwa, bo jednak wiedział o wszystkim, a nic nie powiedział Alkowi. To była jego jedyna wina, że nie zareagował, gdy miał taką możliwość.
      W przypadku Asi zadziałał raczej impuls. Zbyt wiele złych rzeczy zwaliło się jej na głowę w jednej chwili. Śmierć Alka, niechciana ciąża... To było za dużo i dlatego posunęła się do takich desperackich kroków. I teraz na pewno tego żałuje, mogąc spojrzeć na to wszystko z perspektywy czasu.
      Bartek jest zbyt podobny do Alka, aby Aśka mogłaby mu czegokolwiek zabronić, a mając po swojej stronie Pandę, to było oczywiste, że chłopak spróbuje mimo wszystko tego przed czym matka starała się go uchronić.
      Ejże, no przecież to nie byłabym ja, gdyby nie było zbyt dużo ofiar :D
      Tylko, że Lena już dzieckiem małym nie jest :D Jest troszeczkę starsza od Bartka.
      Co do piosenek też ich słucham do znudzenia :D Angielska pasuje jak ulał, a polską po prostu lubię. Ma genialny, choć nieoficjalny teledysk, dzięki któremu słowa nabierają znaczenie ;)
      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za wszystko!

      Usuń
  2. No i nadszedł ten czas, kiedy muszę się pożegnać z tym opowiadaniem... To smutne, bo od samego początku wciągnęłaś mnie jak mało kto i do tej pory pamiętam z jakim zaangażowaniem i ciekawością nadrabiałam twoje rozdziały. Nie mogłam się oderwać! A tutaj proszę, epilog. Ale jak to mówią: trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. I w sumie cieszę się, że zakończyłaś to właśnie w taki sposób i że w ogóle to zakończyłaś. Prowadziłaś tę historię od początku do końca na wysokim poziomie, nie zrobiłaś z niej mdłej historyjki o miłości, a mądry tekst, który przekazuje dużo życiowej prawdy... Historią Alka pokazałaś, że wszystkie nasze błędy prędzej czy później się na nas odbiją i trzeba starać się je naprawiać. Pokazałaś, że nieszczerość i zakłamanie może prowadzić do tragedii, a wypowiedziane w gniewie słowa czasem są zapalnikiem do niekontrolowanego ciągu wydarzeń, którego potem bardzo żałujemy. Ten gniewny, wiecznie wkurzony Aluś tak naprawdę może wiele nauczyć czytelnika i chyba to jest w nim najpiękniejsze. Przede wszystkim aż zmusza do wyciągnięcia wniosków i unikania błędów, które on popełnił. Przekaz jest tak wyraźny, że nie sposób zrozumieć! ;)
    Ogromnie podobał mi się ten epilog (bo że całe opowiadanie było cudowne to już wiesz), bo pokazałaś tę historię z całkiem innej perspektywy. Do tej pory przyjmowaliśmy wydarzenia z emocjami, a tutaj na chłodno, po upływie czasu. Ogromnie spodobała mi się tutaj postawa Asi i ta miłość, którą do tej pory darzy Alka. Nie rozumiem tylko czemu po tylu latach nie zdecydowała się na ponowny związek. Naprawdę chce być sama przez całe życie? No, ale to jest jej decyzja. rzeczywiście są przecież ludzie, którzy właśnie taką drogę obierają. Podobało mi się też to, że wspomniałaś o jej krótkim epizodzie z Mateuszem. Byłam właśnie ciekawa czy ta dwójka będzie razem, gdy Alek odszedł. Pandzia-psycholog... idealny zawód dla niego! Nie mogłaś tego lepiej wymyślić;D Cieszę się, że nie stracił swojego zapału do zycia i tego humoru, którym każdego potrafił zarazić.
    A Bartek... Dobrze, że mimo cech Alka, jest jego zupełnym przeciwieństwem. Drugiego takiego Aśka mogłaby nie przeżyć! :D Zaskoczyłaś mnie tą ciążą, ale jak najbardziej na plus. Dzięki temu choć cząstka Alka została przy życiu.
    Brakowało mi chyba tylko wzmianki o Julce. Jakby nie patrzeć to w grubej mierze przez jej intrygi to wszystko tak się potoczyło. Chciałabym wiedzieć czy żałuje, cierpi, czy zmieniła się? A reszta wyszła Ci po prostu bosko!!
    Dziękuję za to opowiadanie, za wszystkie emocje, które tu zawarłaś i że mogłam przeczytać coś tak świetnego! ;*

    Pozdrawiam! ;*
    A gdy znajdę chwilę to przybędę z komem pod nową historią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, nawet nie wiesz, ile radości sprawiłaś mi tym komentarzem :* To strasznie miłe, że komuś ten mój twór się spodobał w takim stopniu. Jestem ci bardzo wdzięczna za każdy komentarz, bo były one naprawdę budujące! Cieszę się również, że dostrzegłaś coś więcej w tej historii. Zależało mi, aby przekazać ważne dla mnie wartości i skoro ktoś to zauważył to jestem szczęśliwa, bo osiągnęłam swój cel.
      Epilog miał na celu ukazanie tego, jak potoczyło się ich życie już kiedy emocje opadły i na nowo zaczęli funkcjonować we względnie normalny sposób. Myślę, że jakoś to wyszło ;)
      Asia próbowała związać się z kimś innym, ale raz to nie wypaliło w przypadku Mateusza i chyba tym się zraziła. W każdym razie ciągle jest młoda, a otwarte zakończenie daje pole do popisu i każdy może dopowiedzieć sobie co tam tylko wyobraźnia mu podpowie.
      Natomiast związek z Mateuszem na dłuższą metę nie miał szans. Nie potrafiliby być ze sobą szczęśliwi z tą całą świadomością.
      Pandzia mi nie pasował do żadnego innego zawodu. To po prostu właściwy człowiek na właściwym miejscu :D
      Oj, byłabym okropnym człowiekiem, gdybym dała Asi idealną kopię Alka :D Dziewczyna by się chyba zamęczyła próbując go ogarnąć!
      W epilogu postanowiłam skupić się na najbliższym środowisku Alka, dlatego Julka już miejsca tutaj nie znalazła. We wcześniejszym zamyśle planowałam napisać jeszcze jeden rozdział, aby pokazać emocje po śmierci Alka i tam znalazłaby się również Julka, ale ostatecznie z tego zrezygnowałam. Chyba nie miałabym na to już siły.
      Cieszę się, że całość przypadła ci do gustu. Jest mi bardzo miło. I to ja jeszcze raz pragnę ci podziękować za twoją obecność.
      A prolog na nowym opku już komentowałaś ;) Dam ci znać, gdy pojawi się tam pierwszy rozdział!
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. tak bardzo mi smurtno, że to już koniec... I to wcale nie dlategoi, że w tym opowiadaniu zawsze było więcej smutku niż radości, nawet w szczęściu on gdzieś był... tylko dlatego, że to juz koniec... ale mimo wszystko odnalazłam tutaj jakąś radość. Ten epilog jest idealnym uwieńczeniem całej historii. W jakiś sposób Alek przetrwał w swoim synu. Bardzo się ciesz,e że Aśce udało się przeżyć i nie stracić dziecka, to byłaby dopiero tragedia. trochę smutne jest to, że nikogo nie ma,. ale z drugiej strony orpzeżyła swoje szczęście, no i dobrze też, że nie jest z Mańkiem, bo oni nie mogliby być razem szczęśliwi, nie po śmierci Alka, ale pewnie nie w ogóle. Panda jest taki jak był i to mnie bardzo cieszy. Ale tak naprawdę, to nawjwazniejszy jest Bartek, to, że z jednej strony jest tak cholernie podobny do Bartka, i z wyglądu, i z charakteru, i z zamiłowań, ambicji, ale z drugiej, że jest rozważny i to go tak bardzo różni od Alka... No i myslę też, że nie boi się wyrażać własnych emocji i dzięki temu juz niedługo będzie żonaty. POkazałaś jaki mógłby być Alek i to z jednej strony jest cholernie smutne, ponieważ nie dałaś mu tej szansy, ale z drugiej pokazuje, że jednak... to przeszło, że tak powiem, dalej. I dzięki temu Aśka nie straciła życia tak do końca... Już nie mogę doczekać się, kiedy pojawi się I rozdział na nowym blogu... Dziękuję Ci za tę historię, która była jedną z najlepszych, jakie czytałam w blogowym świecie. A z pewnością jedną z najbardziej dojrzałych i przemyślanych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też jest smutno. Bardzo, bardzo smutno. Ta historia wiele dla mnie znaczyła i pisało mi się ją naprawdę super, pomimo kilku kryzysów. Praca nad tym opowiadaniem była o tyle łatwiejsza, że zwyczajnie wiedziałam o czym piszę. W te kilkanaście rozdziałów udało mi się wpleść wiele własnych doświadczeń i ważnych dla mnie wartości. Jeżeli komuś całość przypadła do gustu, to jest mi podwójnie miło.
      Epilog miał być pozytywny. Miał nieść nadzieję i chyba ją przyniósł ;)
      Asia jest jeszcze młodą kobietą, a otwarte zakończenie sprawia, że każdy może sobie dopowiedzieć, co tam sobie chce. Z Mańkiem wyjść nie mogło, bo zbyt wiele przeżyć ich łączyło. Mogli być co najwyżej przyjaciółmi, ale i to okazało się chyba zbyt wielkim wysiłkiem, bo jednak znajomość nie przetrwała w takiej formie jak powinna. Tylko Panda potrafił wytrwać w tym, czego wymagał od nich Alek - dalej pielęgnuje przyjaźń z Asią, dalej jest tym samym sobą.
      Bartek jest jednocześnie kopią swojego ojca, ale również dużo rzeczy go od Alka różni - tak jak zauważyłaś :) Faktycznie nie ma trudności z mówieniem o sobie i swoich uczuciach, ale też nie przeżył w swoim życiu nic traumatycznego, co by mu to utrudniła. No oprócz straty ojca, którego tak naprawdę wcale nie znał. Asia otoczyła go wielką miłością, której Alek niestety zbyt wiele w swoim życiu jednak nie doświadczył. Stąd chyba tak wielka różnica między nimi. Masz rację, chciałam pokazać, jak by się to mogło skończyć w przypadku Alka, gdyby jednak nie wypadek. Bo myślę, że on jednak zdobyłby się w końcu na poproszenie Asi o rękę. Gdyby zdążył...
      Pierwszy rozdział na nowym blogu postaram się opublikować już w przyszłym tygodniu, o ile uda mi się go dopracować. Jeżeli nie to dopiero po moim egzaminie zawodowym po 15 czerwca ;)
      To ja dziękuję za wszystkie wspaniałe słowa, którymi mnie obdarowywałaś - nie tylko teraz, ale pod każdym rozdziałem. To było niezwykle budujące i często pozwalało zwalczyć brak weny.
      Jest mi bardzo miło, że tak pozytywnie odbierasz tą historię! Aż serducho rośnie czytając tyle słów uznania!
      Dziękuję za wszystko i pozdrawiam!

      Usuń
    2. no tak, Bartek nie przeżył takich rzeczy jak Alek, to prawda. ale ja czuję, że Alek dalby radę to przezwyciężyć. Ach :( Powodzeina na Twoim egzaminie zawodowym:*

      Usuń
    3. Też tak myślę. Gdyby Alek dostał szansę, to możliwe, ze zdołałby się podnieść i stworzyli by z Asią oraz Bartkiem wspaniałą rodzinę. Niestety tutaj wcale aż tak szczęśliwego zakończenie nie planowałam.
      A za powodzenia nie dziękuję, żeby nie zapeszyć! W sumie nie zależy mi aż tak na tym jak na maturze, ale skoro chodziłam do szkoły te 4 lata, to fajnie byłoby zakończyć ją tytułem logistyka ;)

      Usuń
  4. Szkoda, że to już koniec :( Trochę smutno mi, już żegnać się z bohaterami jako czytelnik, ale cóż, nie można było ciągnąć historii w nieskończoność.
    Zaskakujące zakończenie, nigdy bym nie wpadła na pomysł, że akcje w epilogu umiejscowisz 20 lat później. Spodziewałam się, że będzie w ciąży. Miałam takie przeczucie.
    Bohaterów ukazałaś bardzo realistycznie, każdy z nich miała wady ale też zalety. Nie zawsze postępowali odpowiednio, za co los potem się na nich mścił. Na niektórych bardziej, na niektórych mniej. Śmierć Alka bardzo wstrząsnęła jego przyjaciółmi, wszyscy się zmienili. Przykro mi z powodu jego siostry, nad którą też w młodym wieku zawisło widmo śmierci, współczuję jego matce, straciła syna, a teraz może stracić drugie dziecko. Jednak najbardziej mi smutno z powodu Aśki, bardzo go kochała, kocha i kochać będzie. Mimo wszystko. Sama wychowała ich syna, i wychowała go na dobrego człowieka. Próba samobójcza jest niezaprzeczalnym dowodem na to, jak ciężko jej było. Całe szczęście nieudana. Udało jej się zaakceptować zaistniałą sytuację i z całą pewnością tego nie żałuje. Bartek dzięki swojej rozwadze i opanowaniu osiąga sukcesy sportowe - tego brakowało jego ojcu.
    Panda otrząsnął się i odzyskał swój optymizm. Chyba wybrałaś mu najodpowiedniejszy zawód jaki tylko był. Z jego usposobieniem na pewno udziela pomocy wielu osobą.
    Maniek, na początku bardzo spoko chłopak, przyjaciel, później stał się przyczyną wielu kłótni, był nieuczciwy wobec przyjaciół, y w efekcie znów być przyjacielem. Jestem zaskoczona, że Mateusz i Aśka próbowali stworzyć związek, po tym wszystkim co się działo i jakie wtedy numery wywijał Maniek.
    Nic nie wspomniałaś o Julii, ale mam nadzieję, że spadła ze schodów połamała obie nogi i ręce. I wybiła sobie wszystkie zęby. Taka suka zasługuje.
    Przedstawiłaś bardzo piękną, życiową historię. Z pewnością zmusiła ona do głębokiej refleksji. Uświadamiała jak kruche jest ludzkie życie, że nie warto okłamywać bliskich osób i krzywdzenie ich nie służy niczemu. Nawarstwiające się problemy i to, że nie potrafili ich rozwiązać.Wszystko to skończyło się brakiem szczęśliwego zakończenia. Opowiadanie jest dużo lepsze od niejednej książki. Wielkie brawa dla ciebie za determinację, za wytrwałość w dążeniu do już na początku zaplanowanego zakończenia.
    Pozdrawiam ! ;*
    Eff

    PS. Lecę zajrzeć na nowego bloga!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za tak dokładną analizę i niezwykle pozytywny komentarz!
      Też jest mi niesamowicie smutno. Człowiek się przyzwyczaja i potem zakończenie jakiejkolwiek historii jest niestety bolesne.
      Serio, domyśliłaś się, że będzie w ciąży? :D Ja sama jakieś dam oznaki dawałam w poprzednich rozdziałach, ale nie sądziłam, że ktoś to dostrzeże. Tym bardziej się cieszę! Fajnie, że i tak udał mi się element zaskoczenia w ten czy inny sposób,
      Moi bohaterowie faktycznie nie byli krystalicznie czyści. Każdy zrobił coś nie tak, chociaż powinien postąpić w całkowicie inny sposób. Nawet Panda się tego nie wystrzygł. Też popełnił błędy. Tak jak oni wszyscy. A los niestety się na nich zemścił.
      Szczególnie widać to na Alku, ale nie tylko. Również na jego matce - porzuciła jedno dziecko, a drugie być może zabierze jej choroba. Niestety tak to bywa. W życiu nie należy być niczego pewnym.
      Asia bardzo kochała tego niepokornego Alka - tego nie da się ukryć. Dlaczego jednak próbowała stworzyć związek z Mateuszem? Chyba dlatego, że chłopak dostarczył jej wiele wsparcia, a ona tego potrzebowała. Mimo tego, że nie zawsze zachowywał się tak jak trzeba było, to nie można mu odmówić, że zaopiekował się Asią, gdy tego wymagała. Jednak to i tak nie miało szans - stąd wynikło to rozstanie.
      Co do Pandy to masz rację. Nie wyobrażam go sobie w jakiejkolwiek innej pracy. Gdziekolwiek indziej ten jego optymizm by się zmarnował!
      Bartek faktycznie ma w sobie tą rozwagę, której brakowało jego ojcu. Gdyby Alek choć chwilę zastanowił się nad swoim zachowaniem, jestem przekonana, że to nie skończyłoby się w taki sposób.
      A Jula? Jestem pewna, że nią też to wstrząsnęło, ale na chwilę. To taki typ człowieka. Niestety.
      Bardzo, bardzo dziękuję ci za obecność, za każdy komentarz, który tutaj zostawiałaś. To wszystko było niesamowicie motywujące i pomagało przegonić najgorszy brak weny. Cieszę się, że postanowiłaś śledzić moją kolejną opowieść!
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Slowly i'm losing faith...
    Dobrze powiedziane.
    Straciłam nadzieję na to, że kiedykolwiek uda Ci się napisać coś, co nie skończy się tragicznie dla głównego bohatera. :( Ja nie rozumiem, jak możesz aż tak bardzo ich wszystkich ranić.
    Może zacznę od tego, że szczerze mówiąc, to jestem za Mańkiem. Znaczy, też uważam, że dla Alka życie bez nogi, to nie byłoby życie. Wiem, że prędzej czy później, i tak skończyłby swoje życie. pytanie tylko, ile by czekał. Czy dawałby Asi jakiekolwiek nadzieje, że kiedykolwiek będzie tak, jak kiedyś, czy od razu by pokazał, że nigdy nie wróci do tamtego stanu. To samo tyczy się jego przyjaciół. Wiesz, mojej siostrze umarł kolega z liceum, którego lubiła, ale jakoś nie bardzo znała. A i tak bardzo płakała, jak się dowiedziała. Nie wyobrażam sobie, jak ogromny ból czuli Maniek i Grzesiek. Zwłaszcza Grześ, którym tak naprawdę nikt się nie przejął. Wszyscy byli zajęci Asią, żeby ona się nie załamała itp.A Grzesiu także potrzebował ich wsparcia. I to bardzo. To wpłynęło na niego w znacznym stopniu. Zapewne już nigdy nie będzie tym samym chłopakiem. Każde wydarzenie z naszego życia na nas wpływa i kształtuje osobowość. Coś mi się wydaje, że po tym wszystkich Grzesiu, owszem, po jakimś czasie zaczął się znów uśmiechać, ale w jego oczach już zawsze widoczny był smutek i te tragedie, które przeżył.
    Co do Mateusza... Wiesz, wcale mnie nie zdziwiło, gdy napisałaś, że on nie wierzy w Boga. Z doświadczenia wiem, że osoby, które naprawdę trzeźwo spoglądają na świat i są mega realistami, a do tego bardzo inteligentnymi i niesamowicie mądrymi, to zazwyczaj nie wierzą w Boga. Wydaje mi się, że po prostu ludzie z umysłami bardziej ścisłymi, a nie humanistycznymi, są bardziej na to podatni. Oni muszą mieć dowody niepodważalne na istnienie siły wyższej. W końcu u nich na tym się wszystko opiera. Ja tak mam z moim chłopakiem. Ja wierzę w Boga i to bardzo, ale też nie jestem zaślepiona, a on nie. I cokolwiek mówisz, to mu nie przegadasz, w nic nie wierzy, nawet jak coś teoretycznie jest udowodnione. Ale za to lubi się bawić w wyznawanie innych wiar. ostatnio stanęło na bóstwach słowiańskich tj. perun, światowid i jeszcze jakiś tam... W każdym razie Maniuś bardzo mi właśnie takie osoby przypomina i dlatego wcale się nie zdziwiłam, że nie pokłada wiary w Bogu. Ale fakt faktem, że jak trwoga, to do Boga i w najgorszych chwilach nawet Ci, którzy teoretycznie nie wierzyli nigdy, potrafią właśnie jego prosić o wsparcie. Temu myślę, że mimo wszystko on naprawdę musi istnieć, skoro takie rzeczy się dzieją. :)
    Asia, Asia... Wiesz co? Ostatnio poruszyłam z moja przyjaciółką temat tego, co byśmy zrobiły, gdyby osoby, które kochamy umarły. powiedziałam jej wtedy, że może jestem głupia i naiwna, bo mam tylko 21 lat, ale ja chciałabym, żeby po śmierci kogoś, kogo kocham, została ze mną jego część. Nie chodziło o zdjęcia itp. Chodziło właśnie o to, że chciałabym, aby mimo wszystko krew z jego krwi płynęła w żyłach mojego dziecka. I wiem, że byłoby ciężko wychować bez ojca, jednak nigdy nie próbowałabym się zabić, ani tym bardziej zrobić coś dziecku. W życiu bym sobie tego nie wybaczyła, jeśli bym przeżyła. Ha, nawet by mi to do głowy nie przyszło. Bałabym się i to bardzo, ale nie skrzywdziłabym niczego niewinnej istotki, nie naraziła jej na nic złego z własnego kaprysu. Jeśli młoda dziewczyna jest na tyle odważna, by posunąć się do takich rzeczy, jak Asia, to musi liczyć się z konsekwencjami i w razie czego stawić im czoła. Bardzo dobrze to ujęłaś. Szkoda tylko, że obecnie wiele dziewczyn, bardzo młodych, ledwie 16-letnich, jest w stanie uprawiać seks ze swoimi chłopakami (czy one w ogóle wiedzą, czym jest miłość? Czy może to zwykły kaprys?) i potem zamiast wychować dziecko, one usuwają ciążę, bo nie chcą sobie zniszczyć życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie aborcja jest po prostu morderstwem. Wiem, że to tylko moje zdanie, ale nie mamy prawa odbierać życia komuś, kto nie może się bronić, kto nawet nie krzyknie, kto nie będzie walczył o własne przetrwanie i kogo nie zapytamy nawet o to, czy chce żyć, czy nie. Dlatego po raz kolejny sprawiłaś, że po prostu jeszcze bardziej znielubiłam Aśkę. Owszem, żal mi jej, że Alek odszedł i została sama. Wiem doskonale, co to znaczy tęsknić za kimś, kogo się kocha, ale niestety, przez to, co próbowała zrobić, straciłam do niej cały szacunek. :)
      Alek... Wiesz co? Nawet nie wiem, co napisać. Naprawdę. Wiedziałam, że go zabijesz. przecież to było wiadome od prologu. A mimo tego jakoś tak łzy miałam w oczach, kiedy przeczytałam, że to już koniec. Taki całkowity koniec tego chłopaka. Ale wiesz co? Oglądałam ostatnio bajkę meksykańską "Księga Życia" i w niej był fajny, według mnie bardzo prawdziwy motyw. Że człowiek nie umrze, póki żyje wspomnienie o nim. A więc Alek tak naprawdę żyje. Co prawda nie chodzi po ziemi, nie śmieje się, nie jeździ na desce, ale jest tam gdzieś, w powietrzu. Może nawet codziennie stoi przy Aśce i pilnuje by jej się nic nie stało? A może po prostu spogląda z góry i czuwa, aby w odpowiednim momencie reagować? Ona o nim pamięta. Syn, który go nie znał, także. Więc, póki oni będą o nim pamiętać, on tak naprawdę nie umrze. Może fizycznie już zgasł, lecz dusza jest przecież nieśmiertelna i wieczna. :)
      Dziękuję Ci za to opowiadanie. Jak wczoraj przeczytałam jeszcze te ostatnie słowa od Ciebie pod rozdziałem, to aż wysłałam fragment mojemu chłopakowi, bo on też żyje przyszłością. Na wszystko patrzy tak, że jeszcze to w życiu osiągnie, że jeszcze się zobaczymy (bo ja z południa, a on z północy, to rzadko dość się widzimy. Mija z miesiąc już. :)). A gdyby tak nie było? On o tym nie myśli i fajnie by było, gdyby jednak wrzucił na luz i zaczął żyć też teraźniejszością.
      Oj, ja widzę duży sens w tym opowiadaniu, naprawdę. Jestem Ci bardzo wdzięczna, że je napisałaś. :)

      Mam też prośbę co do tego drugiego opowiadania. Czy mogłabyś mi na fb wysyłać powiadomienia o nowych rozdziałach? Nie mówię, że będę wszystko od razu czytać, bo trochę mam na głowie, ale jednak wolałabym wiedzieć, jak coś nowego się pojawi.
      Z góry Ci dziękuję, moja droga.
      Mam nadzieję, że chociaż następne opowiadanie zakończy się szczęśliwie, ale wątpię, bo pamiętam trochę początek i wcale radośnie nie było ^^.
      pozdrawiam cieplutko!
      Idylla W.

      Usuń
    2. Idylla! Nawet nie wiesz, jak cieszy mnie twoja obecność tutaj!
      Ej, ja jeszcze ostatniego słowa nie powiedziałam, więc nigdy nie mów nigdy. No, choć co prawda to prawda - moi bohaterowie miłego, długiego życia raczej ode mnie nie dostają. Przynajmniej do tej pory tak było :D Cóż, jestem sadystką i nie lubię szczęśliwych zakończeń. W życiu ich nie doświadczamy często, więc i u mnie ich brak. Taka kolej rzeczy ;)
      Powiem ci, że gdzieś tam w mojej głowie była myśl, żeby pozwolić mu żyć, ale wtedy zakończenie wyglądałoby inaczej. Alek odciąłby się od przyjaciół na stałe, stracił całą energię i wolę walki. Bo domyślam się, że ktoś na jego miejscu i o jego temperamencie, charakterze tak właśnie by się zachował. Przestałby być Alkiem. Wobec tego jego uśmiercenie umożliwiło mi zachowanie tej postaci w takiej "alkowej" formie. Nieprzyjemnego, niepotrafiącego mówić o swoich uczuciach, ale w głębi serduszka jednak dobrego człowieka. Człowieka, który w końcu docenił miłość.
      Masz rację - dla jego przyjaciół to musiał być ogromny cios. Zwłaszcza dla Grzesia, którego każdy pomijał, uznając, że da sobie radę z tym swoim pozytywnym nastawieniem. Dał, ale smutek z całą pewnością już gdzieś się tam w nim zagnieździł i zgniótł trochę wrodzony entuzjazm i pozytywne myślenie.
      Co do wiary w Boga również się z tobą zgodzę. Jednak osobom, które bujają często w chmurach łatwiej przychodzi wiara. Tym, które twardo stąpają po ziemi jednak jest trudniej, a Maniek z całą pewnością zaliczał się do tych drugich. Ja sama znajduję się gdzieś tam na pograniczu. Wierzę w kogoś, ale nie wiem czy tym ktosiem jest ten biblijny Bóg. Tyle razy, ile doświadczyłam właśnie takiego wewnętrznego wsparcia nie pozwala mi nie wierzyć, że nad nami ktoś czuwa ;)
      Ja bym jednak Joasi tak negatywnie nie oceniała. Również nie popieram aborcji, również potępiam samobójstwo, ale ona niekoniecznie była świadoma tego, co robi. Szukała ukojenia i w przypływie słabości to wydawało się jej najlepszą ucieczką - potem zrozumiała swój błąd. Ciąża ją przeraziła i przerosła pod wieloma względami. Zwłaszcza, że dowiedziała się o niej przechodząc jeszcze ten trudny okres żałoby i zrozumienia tego, co się w ogóle wydarzyło.
      Mi też się łezki zebrały, gdy w końcu doszło do tego, do czego dojść musiało. Bardzo zgrabnie to ujęłaś - też mi się wydaje, że zmarli nie opuszczają nas tak do końca. Oni wciąż są - i to nie tylko w naszych wspomnieniach. No, a przynajmniej tak sobie to czasami tłumaczę i czasami jest lżej.
      Planowanie też jest ważne, marzenia również, ale nie można się skupiać głównie na nic, bo to rzeczy ulotne i w jednej chwili są, a w drugiej wszystko się zmienia, nasze życie zostaje wywrócone do góry nogami i czujemy się zagubienie, nie umiemy się w tym wszystkim odnaleźć. Ja staram się znaleźć gdzieś ten złoty środek - pomiędzy gonitwą za przyszłością, a za rozpaczliwym chwytaniem się chwili obecnej i nieustannym wracaniem do przeszłości. Czasami wychodzi lepiej, czasami gorzej ;)
      Bardzo, bardzo dziękuję ci za wszystkie słowa tego komentarza. Jest to dla mnie naprawdę ważne!
      Co do drugiego opowiadania - nie ma najmniejszego problemu. Jak tylko coś naskrobię i tam wrzucę, to dam ci znać na fb! Chociaż co do pełnego, szczęśliwego zakończenia... No nie wiem :D Zobaczymy!
      Pozdrawiam i jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystko!

      Usuń
  6. Brakuje mi słów i liter na klawiaturze, żeby to wszystko opisać. No ale spróbować muszę... Zacznę jak typowy gimbus: więc tak. Z początku niezbyt mi się podobało, bo bardzo długo nie mogłam przyzwyczaić się do trzecioosobowej narracji, poza tym emocje wydawały mi się przekoloryzowane. Zniechęciłam się też, gdy dotarło o mnie, że opowieść toczy się o ludziach, nie o snowboardzie :D ale potem... zatkało mnie. Z każdym rozdziałem miałam wrażenie, że opisy przeżyć są coraz lepsze, a historia wciągnęła mnie do reszty. Przy końcówce nie mogłam wyjść z podziwu - wszystko wyglądało tak, jakbyś sama była świadkiem tych wydarzeń. Znalazłam tu tyle emocji, których w związku z niezbyt stabilnym poczuciem własnej wartości sama odczuwam, że czytałam ze szczęką w okolicy kolan. Znowu zachowam się jak gimbus: WOW. To było wspaniałe!

    OdpowiedzUsuń
  7. Super wpisy, zapraszam do siebie, tyle ze ja prowadze wypas owiec, zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń