piątek, 20 lutego 2015

27. Zgubne nadzieje


          Wiara była przedziwnym zjawiskiem, dzięki któremu człowiek pozwalał sobie na pozytywne myślenie, na idiotyczne zapewnienie samego siebie, iż właśnie jej obecność umożliwi mu przeżycie najgorszych chwil w życiu i uratuje przed rozpaczą. Nadzieja szła z nią w parze i zdradzieckim szeptem zapewniała, że przy jej wsparciu przenoszenie gór okaże się możliwe, a wręcz dziecinnie proste. Oba te naiwne uczucia nie uprzedziły jednak o krótkotrwałości swojego działania i o tym, że góry, które tak łatwo zostały uniesione, mogą zostać zrzucone na naszą głowę bez uprzedzenia.
Wiara miała swoje dwa wymiary - można było wierzyć w rzeczy przyziemne i te całkiem abstrakcyjne, niemieszące się w ludzkiej wyobraźni, sprawy duchowe. Mateusz jednak nie należał do osób pobożnych. Pod wpływem wielu czynników stracił zaufanie, jakim inni obdarzali Boga. On sam już tego wszystkiego nie czuł. Nie prosił żadnej, mistycznej siły o wsparcie, nie uciekał ze swoimi problemami do nieobecnego Wybawiciela. Zwyczajnie przestał wierzyć. Definitywnie. No, a przynajmniej, jeżeli chodziło o tego wspaniałomyślnego, miłościwego Stwórcę, dla którego dobro człowieka było czymś najważniejszy. Istnienie niewidzialnej, nienamacalnej, ale potężnej istoty rządzącej światem od zawsze stanowiło dla niego coś niesamowicie absurdalnego. Jednak pochodził z katolickiej rodziny i starał się nie wyłamywać z ustalonych przez nią ram. Nie buntował się, wręcz zazdrośnie skrywał swoje zdanie przed najbliższymi mu ludźmi niczym największego sekretu. Pokornie próbował zrozumieć postawę bliskich oraz doszukać się w niej jakiejś prawidłowości. Chciał zauważyć to, co widzieli oni i zacząć myśleć w podobny im sposób. Przynajmniej było tak aż do momentu wypadku Alka. Po tym tragicznym zdarzeniu, Mateuszowi dużo łatwiej przyszło utwierdzenie się w przekonaniu, że to biblijne wyobrażenie opiekuna ludzi jest czymś fałszywym, daleko odbiegającym od wymarzonego ideału. Nie istniało bowiem żadne dobre bóstwo. Jeżeli ktoś zmusiłby go do uwierzenia w kogokolwiek, na pewno tym kimś nie byłby Pan Bóg. Dużo prościej byłoby mu przyjąć do świadomości, że Bóg jest istotą niebywale egoistyczną i okrutną w swoich działaniach. Nikt o dobrych intencjach nie odebrałby mu przecież kogoś, kogo kochał miłością braterską, a ten wyśniony Zbawiciel zrobił to aż dwukrotnie. Tak, bo tu nie chodziło tylko o Alka wciąż walczącego o swoje życie, ale również o Pandę. Dobrego, poczciwego Grześka, który nie potrafił pogodzić się z rzeczywistością, a przede wszystkim nie umiał wybaczyć przyjacielowi tak potwornych słów i egoistycznego zachowania. Grzegorz nie dostrzegał wielu rzeczy, ale jeżeli chodziło o drugie dno w postępowaniu Mańka, pozostawał całkowicie ślepy. Nie umiał albo też nie chciał zrozumieć Mateusza, a i on sam wcale o to nie prosił. Obu bolało to, co między nimi zaszło, ale dużo gorsze było to, że nie potrafili już ze sobą normalnie porozmawiać i wyjaśnić nieścisłości. Rozmowa mogłaby pomóc, ale żaden z nich nie wykonał decydującego kroku. Obaj skupili się na Alku, zapominając o sobie nawzajem. Oddalili się od siebie, wymazali z pamięci lata pięknej przyjaźni z taką łatwością, jakby to wszystko wcale nie miało miejsca. Aśka starała się im w tym przeszkodzić, ale nieudolnie. Aleksander by do tego nie dopuścił, gdyby tylko mógł. Bo tak naprawdę to właśnie on był spoiwem trzymającym ich razem i nie liczyły się tu chwile, w których to Alek stawał się przyczyną licznych nieporozumień.
Stan chłopaka był jednak tragiczny i nic nie zapowiadało chociaż chwilowej poprawy. Z dnia na dzień było coraz gorzej, ku rozpaczy rodziny i przyjaciół oraz bezradności lekarzy. Środowisko medyczne rozkładało ręce nad pacjentem, bezmyślnie powtarzając, że zrobili, co mogli, a teraz wszystko zależy od chłopaka. Mówili, że tylko on może wpłynąć na wynik tej nierównej walki. Niczym zgraja zombie nieposiadająca w sobie umiejętności racjonalnego myślenia, twierdzili, że wola przetrwania ma kluczowe znaczenie.
- Gówno prawda - wymamrotał Maniek do swojego odbicia w szybie i westchnął ciężko. Nie wierzył w te zapewnienia. Sądził, że gdyby zależało to tylko od Alka, chłopak pewnie już dawno by się obudził i rozstawiałby wszystkich po kątach. Pewnie załamałby się utratą nogi, ale żyłby dalej i może kiedyś nauczyłby się z tym funkcjonować... Nie, nie nauczyłby się. Właśnie tu kryła się przyczyna tej potwornej bierności i braku jakiejkolwiek reakcji na stosowane leczenie. Alek po prostu nie chciał żyć. Nie chciał być wiecznie uzależnionym od obecności oraz dobrej woli drugiego człowieka. Nie zniósłby tego i właśnie dlatego wolał umrzeć. Dawał im o tym jasno znać, a oni starali się dopisać takiemu stanu rzeczy inny powód. Naiwne ludziki. Mateusz był chyba najbardziej naiwny z nich wszystkich. Bo doskonale wiedział, jak to wygląda z perspektywy Aleksandra, a mimo to nie dopuszczał tych myśli do świadomości. Był przekonany o prawdziwości własnych domysłów, ale nie porzucił nadziei, że przyjaciel jednak się obudzi. Miał już serdecznie dość tego niekończącego się oczekiwania, ale nie potrafił też odpuścić. Był pełen sprzeczności. Mimo iż nie wierzył w Boga, nigdy wcześniej nie modlił się bardziej żarliwie. Nigdy też nie prosił o coś równie błagalnie jak tym razem. To jednak nie było wystarczające. Nie spowodowało, że koszmar się skończył, choć przecież powinien - w ten czy w inny sposób. Każdy sen, nieważne jak potworny, dobiegał kiedyś zakończenia, przynosząc tym samym ulgę. Teoretycznie i niekoniecznie w tym przypadku. Limit nieszczęść, jakie narzucone zostały na paczkę wspaniałych przyjaciół, a jednocześnie tak młodych ludzi, jeszcze się nie wyczerpał. Dramat trwał dalej, choć wydawało się, że nic nie może trwać wiecznie. Nie mogło. Zwyczajnie nie mogło. A jednak oni trwali w tym dziwnym stanie zawieszenia, irytującego oczekiwania na coś, co nigdy nie miało nadejść.
Mateusz jeszcze przez chwilę obserwował zamknięte, szklane drzwi, które dzieliły go od przyjaciela, po czym odwrócił się i ruszył na poszukiwania Aśki. Pielęgniarka z każdą kolejną wizytą pozwalała im zostawać na oddziale odrobinę dłużej, niż zapowiadała początkowo, ale w końcu nawet ona musiała przypomnieć sobie o panujących zasadach. Tym razem wyprosiła ich, gdy tylko rozpoczął się obchód lekarzy, jednocześnie po raz kolejny składając im nic niewartą obietnicę, że będzie miała na oku Alka, a oni sami jeszcze go zobaczą. Powtarzała to za każdym razem, gdy z zawiedzionymi minami kierowali się do wyjścia. Aśka wierzyła w te słowa bez wahania. Jemu przychodziło to z trudnością. Nie kupował tego przesłodzonego uśmiechu, którym obdarzała ich kobieta. Z zaangażowaniem godnym wariata, próbował doszukać się w postawie starszej pielęgniarki fałszu. Tak jakby właśnie od tego miało zależeć życie jego albo Alka. To nie mogło przynieść mu ulgi, ale w znęcaniu się nad samym sobą znalazł pewien przepis na pozbycie się niekończących się wyrzutów sumienia.
Po opuszczeniu oddziału Maniek pozwolił, aby Joasia sama udała się do bufetu, a on jeszcze chwilę koczował pod drzwiami, bijąc się z własnymi myślami. Starał się, lecz wcale nie udało mu się ich uporządkować. Po prostu stwierdził, że dalsze próby nie mają sensu. Poddając się natłokowi emocji, zapragnął nagle komuś przekazać chociaż niewielką ich część. Musiał z kimś porozmawiać, a jedyną odpowiednią osobą była właśnie Asia. Chłopak jednak nie zastał jej w szpitalnej kawiarence, gdzie miała się udać, ani w żadnym pobliskim pomieszczeniu. Maniek znalazł ją dopiero w poczekalni nieopodal oddziału porodowego, gdzie na jednej z sal znajdowała się Eliza z małą Leną. Dziewczynka była wcześniakiem i nie mogła natychmiast wrócić do domu, jak to bywało w przypadku bezproblemowych porodów. Dziecko musiało przebywać jeszcze w inkubatorze, a Eliza nie potrafiła zostawić jej samej. Asia najwidoczniej postanowiła je odwiedzić, być może szukając własnego źródła pociechy. Dziewczyna siedziała na jednym z krzeseł i opierając się o ścianę, niemal przysypiała.
Mati zatrzymał się na chwilę przy automacie serwującym gorące napoje, aby kupić kubek kawy, po czym przysiadł obok śpiącej dziewczyny. Asia, jakby wyczuwając jego obecność, zamrugała kilkakrotnie i poruszyła się ostrożnie, delikatnie rozprostowując zdrętwiałe kości. Nie była świadoma, ile czasu upłynęło odkąd pożegnała się z Elizą i usiadła na korytarzu, tylko na chwilę, aby odpocząć. Chwila ta zdecydowanie się jednak przeciągnęła, o czym świadczyły ścierpnięte od niewygodnej pozycji mięśnie.
- Zamęczysz się - mruknął Maniek, podając jej kubek z gorącą kawą. Potrząsnęła głową, ale napój przyjęła z wdzięcznością. Kolejna, nieprzespana noc dawała o sobie znać. Oczy same się jej zamykały, mózg powoli przestawał funkcjonować w prawidłowy sposób. Asia potrzebowała energii chociażby tej dostarczonej przez kofeinę. Sen byłby lepszym rozwiązaniem, ale dziewczyna nie potrafiła usnąć. Bała się tego. Ilekroć próbowała zmrużyć oko, nawiedzały ją niespokojne wizje, podszyte szeptami niespokojnego sumienia. Mateusza też nękały podobne problemy i ona to widziała. Nie dało się ukryć potwornych cieni, które widniały pod oczami chłopaka.
- Nie martw się, Maniuś - wymamrotała sennym tonem, tłumiąc ziewnięcie. 
- Ja mam się nie martwić? - Mateusz uśmiechnął się i obdarzył ją pełnym politowania spojrzeniem. Martwił się o nią, ale jej upartość go bawiła. Dziewczyna zupełnie nie przejmowała się stanem własnego zdrowia. Widziała wszystkich poza sobą. On zamierzał jej to wypomnieć. - To ty wyglądasz, jak żywy trup. Ile nocy spędziłaś już w szpitalu? Trzy? Cztery? Aśka to nie jest żadne rozwiązanie! W ten sposób mu nie pomożesz, a zaszkodzisz samej sobie. Idź do hotelu, a ja dam ci znać, gdy coś się zmieni. Będziesz pierwszą osobą, która dowie się, jeśli on się obudzi.
Jeśli. Nie - kiedy. Jeśli. Asia może była zmęczona, a przez to kontaktowała z pewnym opóźnieniem, ale ten zabieg wyłapała natychmiast i spojrzała na niego groźnie.
- On się obudzi - odparła. - Rozumiesz? Nie ma żadnego jeśli. To tylko kwestia czasu.
- Dobrze, dobrze. - Zrezygnował. Uniósł dłonie w poddańczym geście i przewracając oczami, wyrzucił z siebie, to co leżało mu na sercu. - Po prostu myślę, że powinnaś odpocząć. Asiu, idź do hotelu. Zmęczona na nic się nie przydasz.
Chłopak mówił jedno, ale ona wiedziała, że sam nie znalazły spokoju w hotelowym pokoju. Może dlatego nie naciskał bardziej i zwyczajnie odpuścił, kiedy oparła głowę o jego ramię, ściskając w dłoniach kubeczek z kawą.
- Byłaś u Elizy? - spytał pojednawczym tonem. Nie chciał wszczynać nowej kłótni. Był na to zbyt zmęczony.
- Aha - wymruczała przymykając oczy i uśmiechnęła się leciutko. - Lenka jest cudna. Nie przepadam za małymi dziećmi, ale w niej jest coś takiego... Po prostu, gdy na nią patrzę, czuję się lepiej. A może to ja się starzeję.
- Tak to na pewno o to chodzi. Jesteś już staruszką, Asiu - rzucił Mati, czym zasłużył sobie na kuksańca w bok. Zaśmiał się, ale uśmiech zniknął z jego twarzy tak szybko jak się na niej pojawił. Chłopak westchnął i popatrzył na Aśkę z troską. - Adam pewnie nie może doczekać się, aż obie wrócą do domu. W ogóle jak ona się trzyma?
- Eliza? - Asia odsunęła się nieco i spochmurniała. - Sam wiesz, jak jest. Teraz dziecko pochłania całą jej uwagę, ale ona cierpi. Nie śpi, tylko płacze po nocach. Wypomina sobie zbyt wiele rzeczy. Zupełnie niepotrzebnie.
- Nie jest łatwo, prawda? - Dziewczyna spojrzała na niego ostro, jakby domyślając się, że wcale nie chodzi mu tylko o matkę Alka. Chłopak dzielnie wytrzymał jej wzrok na sobie. To ona pierwsza zrezygnowała.
- A co z Pandą? - zapytała po chwili milczenia. Maniek wzruszył ramionami i odetchnął ciężko, nim jakiekolwiek słowa wydobyły się z jego ust.
- Chyba mnie nienawidzi - powiedział to lekko, niemal z kpiną, ale Aśka wiedziała, że boli go, że przyjaciel całkiem się od niego odsunął. Tylko że starał się udawać, że nie stanowi to teraz problemu. Mateusz chciał zgrywać twardziela, lecz z mizernym skutkiem. Ukrywanie emocji w tak drażliwej kwestii wcale mu nie wychodziło. W końcu musiał przyznać to sam przed sobą. - Próbowałem z nim porozmawiać. Na próbowałem się skończyło, bo on udawał, że mnie nie słyszy ani nie widzi. 
- Przejdzie mu. Nie martw się. - Kolejne błahe zapewnienie. Nie dało się przecież nie zamartwiać. Nic też nie miało już nigdy nie wrócić do normalności. Oni o tym nie wiedzieli. Okłamywali siebie samych, bo tak było łatwiej. Karmili nadzieję resztkami własnego pożywienia, a ona okazała się dwulicową suką.

Mateusz wrócił do hotelu dopiero wieczorem, po wielu, nieudanych próbach nakłonienia Asi, aby poszła razem z nim. Dziewczyna się uparła, że zostanie jeszcze na kilka chwil, choć obiecała, że ten pobyt nie przedłuży się znowu w długie godziny. Naprawdę planowała posłuchać przyjaciela i spróbować położyć się spać w wygodnym, hotelowym łóżku. Jednak przedtem chciała jeszcze raz rzucić okiem na Alka, żeby sprawdzić czy jego stan się nie poprawił. W tym celu opuściła oddział porodowy, gdzie spędzała całe mnóstwo czasu na rozmowach z Elizą i wpatrywaniu się w małą Lenę, po czym skierowała się na intensywną terapię. Widząc kolejkę ludzi czekających na windę, postanowiła skorzystać ze schodów. Wspinała się po nich, w wyobraźni jeszcze raz wracając do obrazu uśmiechającej się delikatnie Lenki. Córka Elizy była uroczym maleństwem i właśnie ona pozwalała dziewczynie chociaż na chwilę przenieść się w inny wymiar, gdzie nie dosięgał ją strach oraz smutek. Joasia odpoczywała w ten sposób od ciągłych zmartwień, nieświadoma, że za chwilę ten wypracowany spokój legnie w gruzach. Wystarczyło, że zbyt szybko minęła zakręt... Asia była już nieopodal właściwego oddziału, gdy nagle podłoga pod jej nogami zadrżała niebezpiecznie, a obraz przed oczami dziewczyny pociemniał. Musiała przytrzymać się ściany, aby nie upaść, przerażona niespodziewaną reakcją własnego ciała.
- Proszę, pani? - Ktoś do niej mówił, ale Joasia nie potrafiła skupić się na swoim rozmówcy. Nagłe mdłości i potworne uczucie słabości przejęły nad nią kontrolę. Ktoś pomógł jej usiąść na pobliskim krzesełku i domagał się odpowiedzi na jakieś pytanie, lecz ona nie słyszała nic poza uporczywym szumem w uszach. Asia nigdy nie czuła się potworniej. Brak snu oraz jedzenia wreszcie zaprocentowały, udowadniając dziewczynie, że wcale nie jest niezniszczalna. Zbyt wiele zmartwień i stresów nie pozwalały jej organizmowi na regenerację. Potrzebowała odpoczynku, ale natręt wcale nie chciał jej odpuścić.
- Nic mi nie jest - skłamała, przymykając na chwilę oczy i szukając w ciemności ukojenia. - To tylko zmęczenie.
- Jesteś pewna, aniołku? - Asia zamrugała kilkakrotnie, po czym skierowała wzrok na kobietę siedzącą obok niej. Była to starsza pielęgniarka, którą dziewczyna zdążyła już znienawidzić za utrudnianie jej kontaktów z Alkiem. Tym razem jednak kobieta wykazała się dobrym sercem i pospieszyła jej z pomocą. - Nie wyglądasz najlepiej. Wiem, że całe dni spędzasz u tego chłopaka, który trafił do nas po wypadku, ale jeszcze chwila i sama dołączysz do niego. Musisz o siebie zadbać, dziecino.
- Poradzę sobie. - Tylko tyle była w stanie powiedzieć. Chciała odejść i uwolnić się od namolnego towarzystwa pielęgniarki, zanim ta skieruje ją na dodatkowe badania, ale nie miała na to siły. Musiała jeszcze chwilę odpocząć i liczyła, że starsza kobieta to zrozumie.
- Na pewno nie potrzebujesz pomocy? Jesteś potwornie blada. - Asia pokręciła słabo głową, ale pielęgniarka pewnie jeszcze by nalegała, gdyby w tej samej chwili nie nadeszła pomoc.
- Joasia? - Nieznajoma jej blondynka podeszła do niej energicznym krokiem. Wyglądała na zmartwioną i najwyraźniej dobrze ją znała. Asia jednak była przekonana, że nigdy nie miała z nią do czynienia. Starsza kobieta najwyraźniej dostrzegła niepewność czającą się w oczach dziewczyny, bo nie zostawiła jej od razu samej. Zrobiła to dopiero wtedy, gdy blondynka zaczęła nalegać: - Może pani odejść, zajmę się koleżanką.
- Nie znam cię - wyszeptała Asia, gdy pielęgniarka zdecydowała się odejść. Dziewczyna odchyliła głowę i wpatrzyła się w sufit, próbując zapanować nad dokuczliwymi zawrotami.
- Jasne, że nie. Za to ja kojarzę cię doskonale - prychnęła nieznajoma. - Wiedziałam, że cię tu zastanę. Jesteś cholernie przewidywalna. Zupełnie nie rozumiem, co on w tobie widział. - Joasia zamarła słysząc tak absurdalne słowa. Chwilę się nad tym zastanawiała, a wtedy brakujący element zagadki wskoczył na swoje miejsce.
- Jesteś Julka, prawda? -  Postanowiła się upewnić w swoich przypuszczeniach, choć wcale tego nie potrzebowała. Zbyt wiele fragmentów do siebie pasowało i było oczywistych. To ją przerażało. Niepokoiła ją postać tej niepozornej blondynki. Asia nie wiedziała do czego była zdolna, ale nie oczekiwała niczego dobrego. - Alek mi o tobie wspominał. - To było za dużo powiedziane. Chłopak wypowiedział jej imię zaledwie raz i to podczas ich ostatniej kłótni, lecz Asia czuła, że to właśnie osoba stojąca przed nią jest sprawcą wszelkich nieszczęść, które wydarzyły się do tej pory w jej życiu.
- Tak. No i? - spytała bezczelnym tonem, mierząc oceniającym wzrokiem swoją konkurentkę.
- Ja... Po prostu... To znaczy, chcę powiedzieć, że... - Czerwone wypieki wyskoczyły na policzki dziewczyny, zdradzając tym samym zakłopotanie. Julka przewróciła oczami, nie kryjąc irytacji, ale też pewnego rozbawienia.
- Nie zgrywaj większej cnotki, niż jesteś w rzeczywistości. Ja tego nie kupuję - wycedziła blondynka ze złością. - Niedobrze mi się robi od tej twojej udawanej skromności i tych wszystkich niewinnych uśmieszków. Obie dobrze wiemy, że to tylko teatrzyk. Zresztą nie musisz się produkować dla mnie. Przejrzałam cię.
- Więc co tu robisz? - Aśka przyglądała się jej z niedowierzaniem. Zupełnie nie rozumiała o co chodzi tej dziewczynie.
- Nie trudź się. Przyszłam do Elizy, nie do niego. - Kłamała. To akurat  było dla Asi jasne. Julka miała fałsz wypisany na twarzy. Wielkie łzy, które zgromadziły się w kącikach jej oczu i zostały natychmiast otarte, były tylko dodatkowym potwierdzeniem. Ona też cierpiała. Żałowała swojego zachowania, choć nie potrafiła się do tego przyznać. Pod tym względem była podobna do Alka. Oboje nie potrafili mówić o własnych uczuciach.
- Julka... - Asia popatrzyła na nią ze współczuciem. To w niczym nie pomogło. Blondynka zerwała się na równe nogi i uciekła, skrywając własną twarz pod kosmykami jasnych włosów. Najwidoczniej chciała ją pognębić, aby zgubić odrobinę żalu, ale to jej się wcale nie udało. Przegrała z własną dobrocią, która ukrywała się gdzieś w głębi jej serca. Joasia w pierwszym odruchu chciała za nią pójść, ale gdy tylko spróbowała wstać, natychmiast opadła z powrotem na krzesło. Wciąż czuła się słaba.



Taki przejściowy ten rozdział. Mam nadzieję, że nie usnęliście z nudy po drodze.
Miał to być końcowy rozdział, ale moja wena podsunęła mi inne rozwiązanie. Dlatego dopiero kolejny odcinek przyniesie więcej wiadomych. Kiedy się pojawi? Ciężko mi to stwierdzić, bo choć mam pomysł, to ciężko będzie go zrealizować z jednej, prostej przyczyny - teraz mogę posługiwać się tylko lewą ręką. Tak, tak - postanowiłam iść śladem Alka i swoje ferie zakończyć przedwcześnie wątpliwie przyjemną wizytą w szpitalu. Cóż, im człowiek starszy, tym głupszy się staje.
Trzymajcie się!

8 komentarzy:

  1. No to tym razem dla odmiany , dzięki feriom i kolejnej w tym roku grypie pojawię się na czas;) No i muszę zacząć od pożyczenia Ci dużo zdrowia, siły i wszystkiego. I cokolwiek tam się stało to żebyś jak najszybciej stanęła na nogi<3

    Nową koncepcja mówisz...Nie wiem czego się spodziewać i chyba nawet nie chcę wiedzieć. Pewne jest tylko, że jeszcze nie jedna łza wyjdzie mi spod powiek, zanim postawisz tu ostatnią kropkę. A co jest paradoksalne to choć pokochałam tego wariackiego Alusia całą sobą, to nie wizja go przypiętego do rurek najbardziej moczy mi twarz. Tylko te opisy, opisy cierpienia tych, którzy zostają, tych którzy stoją tuż obok, a jednak są bezradni, bierni. Plus Asia i Mateusz, tacy różni, tak zupełnie inaczej rozumiejący słowa "wiara" czy "nadzieja", a jednak momentami bardzo podobni. Może cierpienie serio tak zbliża, a może to kwestia tych stłumionych, natłokiem myśli emocji? Opis uczuć Mańka, był mistrzostwem. Ciarki aż przeszły po plecach, gdy rozgraniczał wiarę na te dwa gatunki. A potem chyba zdał sobie sprawę, że każda jest taka sama, paradoksalna...? Nie ważne w co i jak gorliwie wierzymy gdy jest powiedzmy to "normalnie". W sytuacji kryzysowej albo to wszystko stanie się jeszcze bardziej silne, albo jeszcze bardziej obłudne.
    Nie spodziewałam się przyjaźni (choć to też złe słowo) Asi z matką Alka. Ona chyba stara się ukochanego zrozumieć, stara się do niego dotrzeć, nie mogąc z nim porozmawiać. I wykańcza samą siebie, mentalnie, aczkolwiek także czysto fizycznie. To też genialnie pokazałaś, ludzie z zewnątrz mówią "odpocznij", ci ludzie z zewnątrz mogą nawet współczuć, szczerze współczuć. Ale oni zawsze będą się wydawać okrutni- jak taka pielęgniarka- będą stali za tą granicą, szklaną szybą tych, którzy cierpią. Bo przecież oni nie znali ofiary w tym przypadku Alusia, nie wiedzieli kim był, ile znaczył, ile przyniósł radości i smutku...
    I na koniec scena z Aśką i Mateuszem z pod automatu z kawą. Może jestem naiwna, bo nie sposób zrozumieć twojej cudownej intrygi, ale ja po raz kolejny tego chłopaka kupiłam. Serio wierzę, że on jest przygnieciony, maksymalnie wściekły, ale troszczy się o ukochaną przyjaciela w dobrych intencjach, nie po to, iż liczy, że jeszcze będą razem. Ta jego obsesyjna namiętność (to jest tu chyba lepsze słowo od miłości) spadła na dalszy plan.
    Aaaa, sam ostatni akapit mi został. No w pierwszym odruchu się na Aśkę za tą łagodność wkurzyłam, choć to beznadziejne uczucie w takim momencie. A potem stwierdziłam, że (choć to być może dlatego, że z wykończenia i strachu o Kamińskiego nie liczy się nic co było) stwierdziłam, że troszkę ją podziwiam. Bo nie wiem jak ja potraktowałabym Julię, widząc ją w takiej chwili, ale raczej chyba nie będę się zastanawiać. Nazwę to dyplomatycznie porwaniem jest na strzępy. No wiem, że to teraz najmniej istotne, ale taką już wredną osóbką jestem.
    Pozdrawiam, życzę Kochana weny i jeszcze raz dużo zdrowia:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kochana :* No niestety moja głupota postępuje z roku na rok i coraz bardziej mnie to przeraża! Tym razem skończyło się na złamaniu z przemieszczeniem, ale miałam niesamowite szczęście, że tylko tak to się skończyło.
      Co do rozdziału... Koncepcję pewnie zmienię jeszcze tysiąc razy, ale łezki pewnie popłyną. W moim przypadku jest to stuprocentowa pewność.
      Cytując Bonaparte: "Cier­pienie wy­maga więcej od­wa­gi niż śmierć." Myślę, że w tym wypadku też tak jest. Bo chociaż wyobrażenie tak bezbronnego Alusia jest naprawdę bolesne to jego przyjaciele cierpią bardziej, bo muszą się z tym wszystkim zmierzyć.
      Mati i Aśka są do siebie podobni, ale pod względem podejścia do wiary to dwa, przeciwstawne bieguny. Dla Asi to ona przytrzymuje ją przy zdrowych zmysłach, a Mańka stanowi to sprawę drugorzędną.
      Asia znalazła wspólny język z Elizą chyba właśnie ze względu na to cierpienie. Bo obie kochają Alka, żadna nie wyobraża sobie bez niego życia.
      Asia to uparta istotka i gdyby nie Mati chyba naprawdę by się wykończyła. On sam już chyba zapomniał o romantycznych uczuciach względem Asi. Wreszcie zobaczył, jak to powinno wyglądać- szkoda, że tak póżno.
      Asia to naiwna dziewczyna i nie potrafi z miejsca znienawidzić Julki, zwłaszcza, że blondynka widocznie cierpi. Niestety Asia już taka jest.
      Pozdrawiam, raz jeszcze dziękuję i tobie też życzę weny i zdrówka :*

      Usuń
  2. Po pierwsze mam nadzieje,ze szybko wrócisz do zdrowia. Przestraszyłam sie, co znaczy,ze poszłas w stronę Alka...ale juz przeczytałam,ze to złamanie. Wracaj szybko do zdrowia :) co do rozdziału, ciesze sie,ze to jeszce nie ostatni rozdział. Mysle,ze ten był dosc wolny, lecz z pewnością trudno było na nim usnąć. Ze smutkiem czytałam,ze Panda odsunął sie od Mateusza. Nie sadze jednak,aby był to zupełny koniec tej przyjaźni, to nie jets az tak ostateczne. Dziwi mnie Za to nieco,ze Mateusz tak definitywnie twierdzi,ze nic nie czuje do aski, tzn.zachowuje sie wobec niej kompletnie jak tylko przyjaciel .musle,ze jedna nie zakochał sie w niej nigdy tak n serio,ze to była fascynacja.a teraz to po prostu przyjaciolka. A za Alka musi mu byc tak strasznie głupio... Po Julce aktycznie widac wyrzuty symienia, ale jednak trudno mi jej współczuć, nadal walczy agresja, jescżejej mało? Szkoda,ze Aśka jej nie nagadała?.swoja droga nie wiem,czemu nie załapała,źe to Julka,juz w momencie kiedy usłyszała język polski. Kedny plus z tego,ze mamy nowe życie, Lenke. Musle,ze to dobrze, ze Aśka i Eliza tak donrze potrafią sie dogadać. Czekam z niecierpliwoscia na cd :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poszłam w stronę Alka pod względem głupoty. Serio, im człowiek staje się starszy, tym mniej rozumu w tej łepetynie pozostaje.
      Rozdział był zdecydowanie wolny, bo opisowy - jednakże myślę, że taki rzut na psychikę bohaterów jest czasami konieczny dla dobra opowiadania ;) Nie obiecuję, że w kolejnym akcja ruszy z kopyta, ale na pewno coś tam drgnie.
      Mati sam nie wie czy czuje coś do Aśki. Na ten moment troszczy się o nią, a te romantyczne uczucia gdzieś uciekły i zostały nieprzygwożdżone przez ta całą sytuację z Alkiem.
      Julka to taki typ, któremu uczucia są obce. W ten dziwny, niepoprawny sposób starała się przeprosić Aśkę - nie bardzo jej to wyszło.
      A Asia nie umie jej zwyczajnie znienawidzić - to poniekąd jej wada. A czemu nie rozpoznała Julki mimo że ta mówiła po polsku? Chyba po prostu zadziałało zaskoczenie i akurat ta postać nie przyszła jej na myśl.
      Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
    2. no tak, własciwie jest w takim stanie, że mogła najpierw nawet nie zauważyć, że Julka mówiła po polsku, po prostu automatycznie odpowiedziała. Nie wiem, czy brak odczuwania nienawiści to wada... wydaje mi się,że odpowiednio silny bodziec nawet kogoś takiego jak Aśkę może jednak doprowadzić to takiego uczucia... Ech, ciężka sprawa. Czekam na następny rozdział, w którym - mam nadzieję - Alek się obudzi. Zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs.blogspot.com

      Usuń
  3. Kochana, muszę przyznać, że w opisywaniu smutku czy cierpienia to Ty jesteś niekwestionowanym mistrzem! Przedstawiasz ich myśli i odczucia w taki sposób, że aż mi się przykro robi. Oj ciężko jest się postawić na ich miejscu. Nie dość, że świat Alka się zawalił to jeszcze ich... I jak się ma ta Eliza cieszyć z narodzin jednego dziecka, które drugie umiera obok, a ona nie może nic zrobić? Nie zazdroszczę tej kobiecie. Musi mieć ogromne wyrzuty sumienia., Ledwo odzyskała syna, a już na nowo go straciła. Najgorsze jest to, że wystarczył zaledwie moment by zepsuć tyle ludzkich żyć. Wszyscy zdołowani tylko ta pieprzona Julka zachowuje się jak ostatnia szmata. Sądziłam, że chociaż w tej sytuacji zrozumie swoje błędy i przyzna do nich. Nie ma kompletnie uczuć? Nic jej nie usprawiedliwia. I nawet jeśli wewnętrznie jakoś to wszystko przeżywa to ja i tak mam ochotę rozszarpać ją żywcem. Mam nadzieję, że dostanie za swoje, bo nic by się nie wydarzyło gdyby nie nadpobudliwość Alka i intrygi Julki!

    Mam nadzieję, że następny rozdział dodasz jak najszybciej, bo nie mogę się doczekać rozwiązania tej sytuacji. Przeżyje? Oby, kurde, oby!

    Pozdrawiam!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, bo ja zdecydowanie najpewniej czuję się opisując właśnie te dwie emocje. Życiowy pesymizm mi to ułatwia!
      Narodziny Lenki to taki paradoks. Dość tragiczny jeżeli uwzględnić wszystkie okoliczności. Nie łatwo jest się skupić na szczęściu, jakie dają narodziny dziecka, kiedy drugie tak desperacko umyka przed śmiercią.
      A Jula? Wbrew wszystkiemu, ona rozumie swoje błędy, może nawet żałuje, ale nic więcej. Nie potrafi się przyznać ani przeprosić w bardziej "ludzki" sposób.
      Kolejny rozdział pojawi się pewnie dopiero, gdy zdejmą mi gips bo takie pisanie lewą ręką niezmiernie mnie irytuje.
      Dziękuję i pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Jestem w końcu ;p. Zapomniałam o tym, że go dodałaś, a jeszcze chciałam Ci wmówić, że mnie nie powiadomiłaś... ach ta pamięć. Hm... mi też ciężko wierzyć w Boga, kogoś kogo nie widziałam. Irytuję mnie również podejście, że nie jest się całkowicie dobrym człowiek bez wiary w Boga - bujda. Nawet jest jedna przypowieść o tym, że można. Kwestia wiary pozostaje w uznaniu człowieka. Nikogo nie można do niej zmusić. Pewien film z Jimmy'm Carrey'em ukazuje ile Bóg ma do zrobienia, bo ciągle są jakieś prośby. Myślę, że jeżeli ktoś taki istnieje to ma równie podobne zadanie do wykonania, więc chyba obwinianie Boga o zadawanie bólu nie jest do końca odpowiednie. Stworzyć, to jedno, ale kierować tym, to drugie. Może Maniek zwyczajnie szuka jakieś drogi ratunku, że może Bóg pomoże. Nadal mam niesmak po tym, co mu zrobiłaś... jak go zmieniłaś. Alek niby mało angażował się w przyjaźń, ale faktycznie to on łączył te wszystkie osoby. Widać, że każde z nich miało chyba najlepszy kontakt właśnie z Alkiem. Chociaż mogę się mylić, jeżeli chodzi o Pandę czy Mańka. Aczkolwiek tak mi się przynajmniej wydaje. Też do pewnego momentu nie lubiłam dzieci, ale trochę się to zmieniło. Poza tym myślę, że im bliższe te dziecko naszemu sercu... hm może powiązać z tym, kogo jest to dziecko (?), tym bardziej je lubimy, kochamy. Widać, że Asia trochę już dogaduje się z Mańkiem, przynajmniej w jakiś sposób. A gdzie właściwie podział się Panda? Musi odespać i dlatego go tu nie ma? Rozumiem jego uczucia w stosunku do Mańka, ale w takiej sytuacji może powinny się trochę uspokoić? Przecież Alek potrzebuje ich wsparcia, a nie kolejnych zgrzytów po między ich relacjami. Mam nadzieję, że jeżeli nie teraz, to po jego śmierci dojdą do wniosku, że powinni być razem i nie niszczyć tej przyjaźni. Jeżeli chodzi o Julkę, to strasznie jakoś jej nie lubię, tej jej imienia też. Kompletnie jej nie rozumiem. Chyba chce być twarda i uprzykrzać komuś życie, ale jednak jest na to za słabą osobą. Swoją drogą naprawdę mocno zdziwiło mnie to, że jednak jest jej smutno z powodu wypadku Alka, aż do tego momentu, że jej spłynęły łzy po policzkach. Jakoś się taka nie wydawała, aby zależało jej na nim. Pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia ;)

    OdpowiedzUsuń