czwartek, 8 stycznia 2015

25. Ostatni upadek


      Nie chciał tego słuchać. Nie miał na to najmniejszej ochoty. W dziecinnym geście zapragnął zasłonić sobie uszy i zacząć głośno nucić jakaś durną melodię, która uchroniłaby go przed tymi okropnymi słowami. Przecież Julia już raz potwornie wykorzystała jego naiwność. Zakpiła z niego, omotała do tego stopnia, że on sam wciąż nie był pewien czy wydarzyło się między nimi coś więcej tamtej pijackiej nocy. Wszystko kazało mu w to wierzyć, ale czuł przed tym opory. Jedno wiedział na pewno - Julka namieszała. Dlaczego więc miałby jej ponownie zaufać? Nie, nie wierzył w żadną, wypowiedzianą przez nią kwestię, którą ona z całych sił starała się wpoić mu do świadomości jako prawdziwą. Nie dał wiary. Nie mógł tego zrobić, ale ziarenko niepewności zakiełkowało w jego sercu pomimo wszelkich zapewnień. Niepewność ta pociągnęła za sobą złość, a złość podpowiedziała mu zdradliwym szeptem, że Maniek faktycznie zachowywał się dziwnie już od jakiegoś czasu. To zabolało. I to tak bardzo, że całkiem zapomniał o tym, że sam nie postępował fair w stosunku do Asi. Poczucie zdrady, które pojawiło się w jego życiu już po raz kolejny, całkiem go zaślepiło i podyktowało następne, błędne kroki.
      Może gdyby znajdował się dalej od pokoju dziewczyny, może gdyby musiał przebyć do niego dłuższą drogę, zdążyłby to sobie jeszcze raz wszystko przemyśleć, uspokoić się i dojść do prawidłowych wniosków. Zrozumiałby, że Asia zwyczajnie nie mogła go zranić w tak potworny sposób, niezależnie od sytuacji. Była na to zbyt dobra i łagodna. Do podobnych rzeczy był zdolny tylko on sam. Jednak wtedy nie myślał w podobnych kategoriach. Wściekłość domagała się pokarmu, który mogła dostarczyć jej tylko kłótnia. Była tak wygłodniała, że Alek w końcu uległ. Zostawił Julkę samą na korytarzu, po czym wszedł do sypialni Aśki. Widział, że dziewczyna wciąż płacze, ściśnięta w ciasną kulkę na własnym łóżku, a Panda siedzi obok, próbując niezgrabnie ją pocieszyć i dowiedzieć się, co jest powodem tak wielkiego smutku. Na Alku nie zrobiło to już wrażenia, jakby ktoś przysłonił mu oczy ciemną płachtą.
- Wyjdź stąd - rzucił w stronę Grześka, a gdy chłopak wciąż się wahał, powtórzył, wkładając w to niewielką cząstkę odczuwanej wściekłości: - Nie słyszałeś? Wynocha, natychmiast!
     Gdyby Panda jednak się uparł, może z wielkiej kłótni nic by nie wynikło. Może nigdy nie padłyby tak bolesne słowa, może nie pociągnęłyby za sobą tylu nieprzemyślanych decyzji i ich tragicznych konsekwencji. Jednak Grzegorz uległ, zbytnio ogłupiały wielką złością przyjaciela. Powoli wstał i opuścił pokój, rzucając Aśce zatroskane spojrzenie. Gdyby wiedział, że samo spojrzenie nie wystarczy, aby ją obronić przed nadciągającą rozpaczą, zostałby. Zrobiłby wszystko, aby zapobiec przyszłym wydarzeniom. Tymczasem zamknął za sobą cicho drzwi, pieczętując tym samym największy błąd swojego życia.
- O co ryczysz? Wyrzuty sumienia dały o sobie znać? I bardzo dobrze, zasłużyłaś na to! - Alek ją zaskoczył, bo i nie tego oczekiwała. Myślała, że ją przeprosi albo chociaż powie, że tamte oskarżenia nic nie znaczą. Jednak takim zachowaniem tylko potwierdzał słowa Mateusza. Robił to nieświadomie, ale ten szczegół nie miał znaczenia. Aśka przetarła załzawione oczy, po czym spojrzała na niego ze złością. Wściekłość najwyraźniej była w tym dniu zaraźliwa.
- A ty co tu robisz? Znudziła ci się tamta zdzira i wracasz do mnie? - Alek zamarł, całkiem zbity z tropu. Na jeden, nic nieznaczący moment zrobiło mu się głupio, a potem jeszcze przykro. Na chwilę. Nie sądził, że Asia dowie się o tamtym incydencie, skoro przez tak długi czas jakoś udawało mu się to przemilczeć. Chciał jej powiedzieć, naprawdę tego pragnął, ale zawsze pojawiało się coś, co stawało mu na drodze. Teraz stracił tą jedyną szansę, chociaż miłość, która łączyła go z Joasią, podpowiadała, że na przyznanie się do błędu nigdy nie jest za późno. Naiwne uczucie chciało uspokoić całą sytuację, ale potężna wściekłość kazała mu siedzieć cicho. To ona wygrała w tym pojedynku.
- Julka nic dla mnie nie znaczy. Nigdy nie znaczyła - wycedził przez zaciśnięte zęby. Nie chciał jej się tłumaczyć, choć czuł, że musi. Nie mógł pozwolić, aby dziewczyna uwierzyła w podobne brednie, ale na to było już zdecydowanie za późno.
- A więc Julka? Super poznać jej imię! Może jeszcze nas sobie przedstawisz przy okazji? - Cynizm Joasi w niczym nie pomógł. Powinna zachować się inaczej i wysłuchać tego, co miał jej do powiedzenia. Jednak nie tylko ona popełniała tego dnia błędy. On również je czynił i to na masową skalę. Naiwna dziecinada, kompletna strata czasu. Tak mogłoby to wyglądać z perspektywy kogoś obcego, kto przyglądałby się temu zajściu gdzieś z boku. Dla nich jednak było to ważne. Wylewali swoje żale, nawet nie zastanawiając się, czy w ten sposób nie krzywdzą siebie nawzajem. Nie myśleli, ile jest prawdy w każdym, wypowiedzianym słowie, a ile fałszu podszytego fatalnym wzburzeniem. Gniewem, którego namiętność nie zamierzała tym razem gasić.
- Dobrze, że ja nie muszę poznawać twojego pieprzonego chłoptasia, bo wyobraź sobie, znam go od przedszkola! - Alek nie pozostał jej dłużny, wyciągnął na wierzch to wierutne kłamstwo, którym nakarmiła go Julka, a w które niestety uwierzył. - Dobrze ci z nim było? Jest lepszy ode mnie?
- Przestań! To jakiś idiotyzm! - Asia miała rację, ale on nie chciał tego zaakceptować. - Nic mnie z Mateuszem nie łączy.
- Idiotyzm? Chyba nie taki znowu wielki, bo zobacz, sama domyśliłaś się o kogo mi chodzi. - Uniósł brwi w górę, jakby chcąc udowodnić jej swoje zwycięstwo, natomiast Joasia mogła tylko przeklinać samą siebie. Fakt, nie powiedział imienia, a przyjaciół przecież miał dwóch. Nie zająknął się nawet pół słowem o kogo mu chodzi. To ona sama bez wahania wskazała jednego z nich, jasno ściągając na siebie podejrzenia. Nie było sensu dalej zaprzeczać.
- To był tylko jeden pocałunek, Alek. I to nie z mojej winy! Maniek pocałował mnie wtedy, gdy pierwszy raz odprowadziłeś mnie do domu. On to zobaczył i się wściekł, bo też mu zależało. To było bez znaczenia. Alek, ja tego nie odwzajemniłam.
       Postanowiła zagrać w otwarte karty i przyznać się do wszystkiego, po cichu licząc, że on też to zrobi. Idąc jej przykładem, zdobędzie się na zrozumienie, ale również sam wyzna własne przewinienia. Nieważne jak okrutne miałyby się one okazać, Joasia liczyła na to, że dostanie chociaż cień szansy, aby spróbować mu je wybaczyć. Jakże naiwne okazały się te założenia.
- Nie wierzę, jak możesz tak kłamać w żywe oczy. - Zarzucił jej oszustwo. No jasne. To także bolało, ale było dla Asi dość oczywistą koleją rzeczy. Gdzieś w tej wściekłości zniknęło zaufanie, którym się darzyli, a i miłość miała coraz mniej do powiedzenia. Iskierka nadziei zgasła tak szybko jak się pojawiła, zdławiona przez gniew oraz wątpliwości.
- Nie musisz mi wierzyć - zaprzeczyła, kręcąc wymownie głową. Posłała mu uśmiech, który w planach miał wyjść na kpiarski oraz pewny siebie, ale wypadł okropnie żałośnie, podszyty tym ogromnym smutkiem i żalem. Ona była tego świadoma, a to ją jeszcze bardziej zdenerwowało. Sprawiło, że wypowiedziała kolejną kwestię, choć chwilę wcześniej chciała już skończyć tą idiotyczną kłótnię z obojętnym dla niej rezultatem. Wściekłość jednak była niezawodną siłą napędową. -  Pewnie i tak nie jestem dostatecznie dobra dla takiego kłamcy, jak ty! Przyznaj się, ile panienek obracałeś za moimi plecami i nie potrafiłeś się do tego przyznać, cholerny dupku?!
      To trwało jeszcze jakiś czas. Żadne nie chciało odpuścić. Żadne nie chciało wyjść na przegranego. Nikt też nie przeprosił. Zdarli sobie gardła przekrzykując się wzajemnie. To pewnie trwałoby jeszcze dłużej, gdyby jedno w pewnym momencie nie przekroczyło granicy.
- Jesteś taki jak twój ojciec, Alek. Zostaniesz kiedyś sam, zupełnie tak jak on!
     Nie powinna tego mówić. Zrozumiała to, gdy tylko te słowa opuściły jej usta. Zasłoniła je ręką, jakby próbując zatrzymać ten niepotrzebny wybuch, ale było za późno. To było o słowo albo o dwa za dużo. Nie tylko w ogólnie przyjętej normie. To było zbyt wiele dla Alka, któremu w tamtym momencie skończyła się odwaga i zadrżało serce. Przez tyle lat starał się udowadniać wszystkim, jak bardzo różni się od ojca, którego zachowanie potępiał. Pragnął, żeby ludzie uwierzyli, że on jest od niego lepszy i nie skończy w ten sam sposób. Przez pewien czas to mu się udawało, choć z niewielkimi potknięciami. Był dumny ilekroć próby te kończyły się pozytywnym efektem. Cieszył się, że może jednak nie jest tak złym człowiekiem, jak wmawiał sobie to od lat. Zaczynał wierzyć w siłę własnej woli, ale Aśka nagle stwierdziła, że te starania były bezsensowne, bo ona i tak nie dostrzega różnicy. To go zniszczyło. Ostatecznie.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś - szepnął i odszedł. Wyszedł z pokoju, choć ona błagała, aby się zatrzymał. Alek był szybszy. Niczym zranione dziecko ukrył się tam, gdzie był najbezpieczniejszy. Pragnął wyrzucić z głowy niechciane wspomnienia, dlatego chwycił swoją deskę i pognał na stok, na odcinek, który był niedostępny dla Aśki i jej raczkujących zdolności. Wierzył, że dziewczyna ma tyle oleju w głowie, że nie pójdzie za nim. To byłoby dla niej niebezpieczne. Nie mógł tego samego powiedzieć o przyjaciołach.
- Gdzie idziesz? - Panda zatrzymał go przy wypożyczalni. Patrzył na niego podejrzliwie, choć nie domyślając się najgorszego. Myślał, że para wszystko sobie wyjaśniła i się pogodziła. Nieobecność Asi powinna dać mu do myślenia. Nie dała. Grzesiu nie zauważył także wzburzenia w postawie przyjaciela ani tego niebezpiecznego błysku w jego oczach, który zawsze zwiastował kłopoty.
- Na stok. - Krótka odpowiedź, zero emocji. To też powinno zaalarmować Grześka. Powinno.
- Dobra. - Panda chwycił swoją deskę i już chciał dołączyć do kumpla, gdy ten zatrzymał się i spojrzał na niego ze złością.
- Potrzebuję samotności. Chcę być sam. - Kłamstwo. Jeszcze nigdy tak bardzo nie potrzebował obecności kogoś bliskiego przy sobie. Nigdy wcześniej ani tak rozpaczliwie. Chciał, żeby ktoś go zatrzymał lub dotrzymał mu towarzystwa. Tylko nie potrafił się do tego przyznać.
- Nie ma mowy. Idę z tobą. - Dobry, poczciwy Panda. Gdyby tylko miał w sobie więcej uporu może zdołałby przekonać do swojego pomysłu Alka. Nie zdołał. Aleksander wybił mu tą myśl z głowy samym groźnym spojrzeniem. W tej dziedzinie młody Kamiński nie miał sobie równych. Grzesiu uległ, tracąc tym samym drugą szansę na zamianę biegu wydarzeń, którą ofiarował mu los. Później chłopak miał tego żałować, ale w tamtej chwili nie umiał pertraktować z Alkiem. A już zwłaszcza z Alkiem, który był w złym humorze.
       Gdy tylko chłopak pozbył się Pandy, natychmiast skierował się w stronę wyciągów. Zdziwiło go lekko, że te przestały pracować. Przecież nie było późno, pogoda dopisywała - mnóstwo narciarzy i snowboardzistów czekało w kolejce, aby dostać się na górę. Obsługa jednak nikogo nie wpuszczała. Dla Alka nie stanowiło to problemu. Niestety. Niestety, bo gdyby perspektywa wspinaczki na sam szczyt go zniechęciła, może skończyłoby się to inaczej. Gdyby skojarzył pewne fakty, wiedziałby, dlaczego chwilowo wstrzymali wyciągi. On jednak był zaślepiony furią i rozpaczą do tego stopnia, że całkiem zignorował te jasne znaki. Z zapałem godnym szaleńca zaczął wspinać się na górę, ściskając w dłoni deskę. Nie pomyślał, że taki wysiłek jest zbyt wielkim obciążeniem dla kontuzjowanej nogi. W ogóle nie myślał. Liczył się cel.
     W końcu pokonał górę i cieszył się z tego chwilowego zwycięstwa prawdziwą radością. Uśmiechał się do siebie, kiedy odpoczywał na szczycie obok końcowej stacji, gdzie normalnie dostałby się wyciągiem. Oddychał ciężko i walczył z bólem nogi, który niemrawy, niebawem miał ukazać całą swoją potęgę. Doskwierało mu zmęczenie, lecz Aleksander uznał, że warto było. Złość, która przyczyniła się do kłótni z Asią całkiem wyparowała, znajdując wreszcie swoje ujście. Dużo ciężej było się pozbyć smutku: jemu mogła pomóc tylko adrenalina czerpana z szybkiej jazdy. Na samą tą myśl serce chłopaka zabiło szybciej, jakby nie mogąc się doczekać tego zjazdu. On sam chciał zapamiętać go na całe życie i może tylko to jedno mu się do końca udało.
      Powinien się rozejrzeć, zanim wystartował. Należało się upewnić, że stok jest pusty i nic nie stoi na przeszkodzie do szybkiego zjazdu. Maniek powtarzał mu to setki razy, a on przeważnie go słuchał. Przeważnie, bo jednak wtedy, gdy wpadł na Aśkę, nie patrzył. Tym razem też nie zamierzał. Ze zwykłej przekory, postanowił zignorować dobre rady człowieka, którego nie potrafił już nazwać przyjacielem. Nawet nie spojrzał w dal. Przekonany o tym, że nikogo nie spotka na swojej drodze z powodu nieczynnych wyciągów, odepchnął się i pomknął ku niewidzialnej linii mety z zawrotną prędkością. Myślał, że uda mu się pobić swój osobisty rekord, prześcignąć oraz oderwać się od tego głupkowatego cienia, który wciąż mu towarzyszył. Jedno osiągnął na pewno, zgubił gdzieś cały smutek, a jego serce stało się lżejsze. Lżejsze i cięższe zarazem, bo chociaż pozbawione ciążących wyrzutów sumienia, to napędzane ogromną dawką adrenaliny - ciężkiej i ciągnącej go w dół stoku.
      Alek przyglądał się z fascynacją jak fale śniegu bryzgając uciekają spod rozpędzonej deski. Tworzyły przy tym różne, unikalne wzory, ale zawsze kończyły tak samo: odepchnięte na bok zlewały się z resztą masy śnieżnej, zupełnie niepotrzebne. Odrobinę jak on sam. Nie, nie chciał się nad tym zastanawiać. Wolał tylko patrzeć, nie poświęcając czasu zbędnym myślom. To zajęcie całkiem pochłonęło jego uwagę na parę, dobrych minut. Nie chciał z tego rezygnować, choć w końcu musiał to zrobić. Uniósł głowę, ale tylko na sekundę i to dopiero wtedy, gdy stwierdził, że wreszcie nadeszła pora, aby zorientować się, ile czasu mu pozostało, zanim będzie musiał zacząć hamować. Gdyby zrobił to wcześniej, miałby jeszcze szansę. On jednak się zagapił i teraz było już za późno. Za późno na jakąkolwiek prawidłową reakcję, chociaż wreszcie wszystko zrozumiał.
      W chwili, gdy spojrzał przed siebie, spostrzegł przyczynę, dla której wyciągi wstrzymały swoją pracę - potężny, nowiuteńki ratrak wdarł się na stok, aby poprawić stan głównej trasy zjazdowej. Przerażająca maszyna toczyła się powoli, sumiennie wykonując swoją pracę poprzez równomierne rozprowadzenie nadmiaru śniegu. W rzeczywistości nie była niczym strasznym. Dopiero świadomość, że zmierza się prosto w jej objęcia z tą idiotyczną prędkością, wywoływała panikę. A Aleksander znalazł się dokładnie naprzeciwko tego mechanicznego potwora. Gdy tylko dotarło do niego, że spotkanie z nim jest czymś nieuniknionym, nagle zapragnął cofnąć czas. Niestety, były to jedynie głupie mrzonki, zupełnie niemożliwe do osiągnięcia.
       Chłopak żałował podjętych decyzji, lecz nic nie potrafił na to poradzić. Był świadomy ostateczności, która miała niebawem nadejść, tylko że wrodzona upartość nie pozwoliła mu się z tym natychmiast pogodzić. Kazała walczyć, za wszelką cenę próbować się ratować, choćby wiązało się to jedynie z przedłużeniem cierpienia. Alek był jej posłuszny, a przynajmniej się starał. Początkowo chciał po prostu wyhamować, ale zaraz dotarło do niego, że nie zdąży zrobić tego na czas. Odległość dzieląca go od niebezpieczeństwa była zbyt mała, aby ta sztuka mogłaby mu się udać. Chłopak postanowił więc wymijać. Było to szalenie ryzykowne, jednak stanowiło jedyną możliwość, skoro zależało mu na ocaleniu samego siebie. Aleksander przygotował się na ten manewr, jak mógł najlepiej, ale w ostatnim momencie znowu coś poszło nie tak. Chwilę przed wykonaniem ostrego skrętu, noga, która pobolewała go przez cały czas, nagle zapłonęła bólem tak wielkim, aż musiał przymknąć oczy, przerażony natężeniem tego doświadczenia. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś podobnego - potworne uczucie, jakby ktoś majstrował mu przy mięśniach, rozrywał ścięgno po ścięgnie, ale jednocześnie, dla większej frajdy, nie pozwolił mu od razu upaść. Alek nie znał przyczyny takiego stanu, ale to się nie liczyło. Ból był autentyczny i nie domagał się zbadania genezy swojego pochodzenia. Zażyczył sobie czegoś znacznie cenniejszego, a Aleksander zapragnął mu to dać. Ofiarowałby mu wszystko, byle ukrócić własne męki. Naprawdę zechciał się poddać. Przez chwilę to pragnienie zdominowało wszystko inne. No bo przecież osunięcie się na ziemię i skulenie w bezbronnej pozie, aby chronić własne ciało przed tym piekielnym cierpieniem, nie wymagało zbyt wielkiego wysiłku. Wystarczyło tylko zrezygnować z walki. Alek jednak tego nie zrobił. Wola przetrwania nadal była zbyt silna, by mu na to pozwolić. On wciąż chciał żyć. Tak cholernie bardzo. Desperacja w połączeniu z niknącą nadzieją spowodowały, że zjeżdżał dalej, ze wszystkich sił próbując zapanować nad snowboardem, a przede wszystkim bólem. Nic z tego. Noga go zupełnie nie słuchała, nie chciała sterować deską tak, jak podpowiadał jej mózg. Prawa się starała, ale bez pomocy lewej nie mogła niczego osiągnąć. Chłopak był bezradny. Przerażenie odebrało mu mowę. Nie pozwoliło nawet, aby ostatni krzyk rozpaczy wydobył się z jego ust, gdy zrozumiał, że popełnił ogromny błąd.
       Aleksander wiedział, że tej walki już nie wygra. Kilka sekund przez zderzeniem dopuścił do siebie myśl, że tym razem nie wyjdzie z tego cało i zrobił to, czego przy rozwijaniu tak wielkich prędkości absolutnie nie powinno się robić. Przestał utrzymywać równowagę. Pozwolił, aby deska wyjechała spod niego, a on sam uderzył o ziemię z potworną siłą. Uderzenie to wstrząsnęło całym jego ciałem, ale nie zabolało, choć Alek przygotował się na kolejną falę cierpienia. Ból nie nadszedł, a raczej odszedł i już nie powrócił, zabierając ze sobą również inne uczucia. Zniknął, wcale nie powodując przy tym ulgi. Chłopak nic nie czuł, ale w to nie wierzył. Przecież to musi w końcu przyjść, powtarzał sobie uparcie, koziołkując w dół stoku jeszcze parę razu. Nie doczekał się. Nie odczuł żadnego z kolejnych uderzeń, choć powinien. To jak szorował po twardym śniegu, zdzierając skórę z rąk i twarzy, powinno zapaść mu w pamięci na długo. Jednak jego ciało całkiem się wyłączyło na wszelkie bodźce zewnętrzne. Było tak, jakby nagle on sam znalazł się ponad tym wszystkim, ale to stanowiło tylko nowe oszustwo. Ból nigdy nie odpuszczał, a już zwłaszcza nie wtedy, gdy miał okazję udowodnić swoją potęgę. Alek o tym wiedział i nawet, kiedy w końcu się zatrzymał, wznosząc wokół siebie olbrzymią chmurę śniegu, nie stracił czujności.
        Cierpienie wciąż zwlekało, karmiąc go obłudnym kłamstwem i tymczasowym spokojem. On cierpliwie czekał. W międzyczasie coś ciepłego zaczęło spływać mu po policzku i czole. Krew. Gęsta i gorąca powoli znaczyła śnieg wokół niego makabrycznymi wzorami. Zalewała mu oczy, usta, brudziła ubranie. Jej ilość powinna go przerazić, ale on czuł się szczęśliwy. Idioto, uśmiechnął się sam do siebie, zapomniałeś włożyć kask. Faktycznie zapomniał. W przypływie gniewu nie myślał rozsądnie, a teraz skończył z roztrzaskaną głową. Chłopak chciał się pozbyć z twarzy tej lepkiej cieczy, ale nie miał nawet siły, aby podnieść rękę. A może to ona go nie słuchała? Nieważne. Po kilku próbach zrezygnował z tego pomysłu, nie chcąc tracić niepotrzebnie energii, choć strach zagnieździł się w jego umyśle już na dobre. Przerażenie to nie mogło się jednak równać z poczuciem ulgi. Alek przymknął powieki, nie dowierzając, że wciąż żyje. Nie miał prawa przeżyć takiego upadku, a jednak to zrobił. Wprost nie mógł uwierzyć w tak wielki fart. Wydawało mu się, że całkiem stracił czucie, i to nie tylko w nodze, ale żył. Obraz przed jego oczami wirował w zastraszającym tempie oraz ściemniał się coraz bardziej, lecz Alek się tym nie przejmował. Świadomość tego, że nie zginął stłamsiła strach gdzieś w odmętach półprzytomnego umysłu i napełniła go idiotycznym optymizmem. Szczęście przyćmiło wszystko inne. Na moment. Przez chwilę nic się nie działo, a potem potężne gąsienice niespiesznie przesuwającej się maszyny zmiażdżyły mu nogi.

      Ta kłótnia była niepotrzebna. Owszem, wciąż bolało ją to, że Alek nie był z nią szczery. Bolały również jego słowa oraz oskarżenia. Cierpiała z powodu tego, co chłopak zrobił i sprawiało jej ogromną przykrość, że nie umiał się przyznać do błędu. Asia nie była pewna czy kiedykolwiek zdoła mu wybaczyć tą zdradę, ale ona też nie powinna wygadywać takich rzeczy. W ten sposób udowodniła tylko, że nie jest od niego lepsza pod żadnym względem i że sama zasługuje na potępienie. Nikomu bowiem nie należało mówić prosto w oczy tak potwornych bredni. Szczególnie, że ona doskonale wiedziała, jak drażliwym tematem dla Alka był jego ojciec. Oczywiście, była wtedy zdenerwowana, a chłopak, snując te absurdalne teorie, tylko ją nakręcał, ale to jej wcale nie usprawiedliwiało. Joasia czuła, że niewidzialna obręcz ściska jej serce na samo wspomnienie zranionej miny, jaką obdarzył ją chłopak, zanim opuścił pokój. Wciąż widziała przed oczami ból, niedowierzanie oraz strach, które odmalowały się na twarzy Kamińskiego. To ją prześladowało. Sytuacji nie polepszał również fakt, że Aleksander wyszedł z hotelu cztery godziny temu i ślad po nim zaginął, co wywoływało w Joasi ogromny strach. Dziewczyna bała się, że przez to jedno zdanie, które wypowiedziała w przypływie złości, Kamiński mógłby zrobić coś niesamowicie głupiego. A ona przecież wcale tak nie myślała. Chciała mu to wytłumaczyć, ale on nie dał jej takiej szansy. Odkąd zniknął, dziewczyna nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Kręciła się niecierpliwie, czekając aż Alek wróci i będą mogli normalnie porozmawiać. Już bez tej złości, niesprawiedliwych oszczerstw. Choć była naiwna, ona wciąż wierzyła, że wszystko jakoś się ułoży. Nie ułożyło.
     Około godziny dziewiętnastej ktoś przerwał to okrutne oczekiwanie. Panda wtargnął do jej pokoju, nawet nie zadając sobie trudu, aby zapukać i upewnić się, że nie będzie przeszkadzał. Wszedł do środka, zatrzaskując głośno za sobą drzwi, po czym zatrzymał się, jakby nie wiedząc po co w ogóle przyszedł. 
- Asia? - Głos przyjaciela wydawał jej się dziwny, jakby zdławiony, a Panda nigdy nie mówił w ten sposób. Joasia natychmiast nabrała ostrożności. Przysiadła na łóżku, czując, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa i spojrzała na chłopaka nieufnie, choć przez półmrok panujący wokoło nie mogła dojrzeć jego twarzy. 
- Co jest, Panduś? - spytała, czując rosnący niepokój. Grzesiu nie odpowiedział. Stał jeszcze przez chwilę kołysząc się niepewnie na nogach, jakby zastanawiając się nad słusznością własnej decyzji, po czym niespodziewanie osunął się po ścianie na ziemię, skulił i rozpłakał, niczym małe dziecko. Joasia nigdy nie widziała go w takim stanie. Co gorsza, nie potrafiła zmusić go do mówienia, choć prosiła i groziła. Starała się na wszelkie sposoby, ale histeria, w jaką wpadł przyjaciel była zbyt wielka, aby mogły na nią zadziałać tak niezdarne próby uspokojenia. Panda od zawsze był niesamowicie emocjonalnym człowiekiem, ale tym razem przeszedł samego siebie.
- Panda, powiedz mi - poprosiła, klękając naprzeciwko niego. Chciała, żeby na nią spojrzał. Z idiotyczną nadzieją wpatrywała się w chłopaka, modląc się w duchu, aby chodziło tylko o kolejną kłótnię, w którą się wdał z Alkiem, a nie o coś poważniejszego. Naprawdę tego pragnęła, ale nie była głupia. Świadomość tego, że stało się coś strasznego uderzyła w nią z potworną siłą, nim usłyszała potwierdzenie tych przypuszczeń z ust Pandy.
- Alek - wykrztusił przez łzy i spojrzał na nią błagalnie, jakby mogła zaprzeczyć tym słowom. - On miał wypadek. Asiu, nie jest dobrze.



Rozdział miał pojawić się dopiero za tydzień, ale moja niecierpliwa natura nie dała mi dłużej zwlekać. W sumie... Czwartkowy wieczór wydaje się równie dobry na zostanie uduszoną, jak każdy inny, prawda? ^^  I nie, wbrew pozorom to jeszcze nie jest koniec!


13 komentarzy:

  1. Kurczę, ja wiem, że tyle razy Alek mnie wkurzał tym sdwoim uporem i niemożnością przełamania własnych słabosci, powiedzenia tego, co mu lezy na sercu... ale i tak nie może mi być mi jego nie zal... Ja też się dziwię, że przeżył ten wyskok./ Ale najwyraxniej straci oprzy tym dwie nogi... JHak mógł być aż tak lekkomyslny? czy naprawdę aż tak mocne wydarzenie, ostatni upadek, ma go wreszcie czegoś nauczyć? ta kłótnia między Aśką a Alkiem była bardzo bolesna. Szkoda, że Alek nie uwierzył Aśce, może dlatetgol że wziąl ją swoją miarą... ach. naprawdę szkoda..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Alek faktycznie niekiedy potrafi człowieka zdenerwować i wyprowadzić z równowagi, ale nawet on nie zasłużył na taki los. Niestety jego lekkomyślność wreszcie pociągnęła za sobą opłakane skutki. Co z tego wyniknie? Nie zdradzam. To wszystko zostanie wyjaśnione w kolejnym rozdziale.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Rany bokie... kochana, co Ty ze mną zrobiłaś tym rozdziałem... Powiem szczerze, że choć masz ogromny talent do opisów i czytanie ich jest czystą przyjemnością, to miałam ochotę przesunąć to wszystko na sam dół tylko o to, by zobaczyć co z Alkiem. Wodziłam wzrokiem po tekście szukając tylko słów w stylu "umarł", "zginął", "nie żyje" i dopiero gdy ich nie znalazłam to byłam w stanie przejść do czytania od deski do deski;D Może to głupie, ale wywołujesz we mnie wielkie emocje, a ja spodziewałam się najgorszego...

    Ich kłótnia rzeczywiście nie była potrzebna. Tym bardziej, że ich jedyną winą jest nieszczerość, a żadne z nich nie zdradziło. Tak naprawdę cała ta sytuacja moim zdaniem wynika z ich niewiedzy, bo gdyby obie wszystko na spokojnie wyjaśnili to uważam, że ich uczucie odrodziłoby się ze zdwojoną siłą. Nie musieliby się już męczyć z ukrywaniem czegokolwiek, wreszcie mogliby się zacząć sobą cieszyć i jestem przekonana, że nawzajem pozbyliby się swoich problemów. Wystarczyło tylko siąść, odpuścić niesprawiedliwe osądy i wyjaśnić wszystko tak jak na dwójkę zakochanych osób przystało. Tak mało brakowało by uniknąć tragedii... Nie dziwię się Alkowi, że poszedł na stok, bo skoro jest to jego hobby to naturalne, że właśnie w taki sposób chciał odreagować. Ale mimo to mam do niego ogromny żal, bo doskonale wiedział, że z jego nogą jest źle. Mógł zostać z Pandą zamiast zawsze stawiać na swoim!
    Oh! Ten rozdział był okropny! Pod względem treści, bo nad opisami i tekstem rozpływałam się jak zwykle. Dawno Cie już chyba nie chwaliłam, ale musisz wiedzieć, że masz prawdziwy talent do dobierania słów, przekazywania emocji i przede wszystkim płynnych, przyjemnych opisów. Gratuluję i zazdroszczę Ci tego!:)

    I teraz pytanie... co z Alkiem? Nie mam wątpliwości, że Aśka będzie teraz przy nim. Wszystko, co przed chwilą obie powiedzieli, cała ta kłótnia zaczęła być według niej niepotrzebna już za nim stał się wypadek, więc po nim tym bardziej. Na pewno pojedzie do szpitala i będzie siedzieć przy jego łóżku. Może się nawet pogodzą. Tylko czy Alek przeżył? Nadal tego nie wiem. Czy uratują mu nogi? Boże... nie dochodzi do mnie, że mogłaś aż tak go skrzywdzić! :D
    Ale pokazałaś jak niewiele czasem trzeba by uniknąć tragedii..

    Pozdrawiam!:* I czekam cholernie niecierpliwie, wiedz o tym! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lejesz miód na moje serducho, haha :*
      Doskonale rozumiem, co masz na myśli, pisząc, że nie mogłaś w spokoju przebrnąć przez te moje opisy. Sama niekiedy tak mam - najpierw muszę dowiedzieć się konkretów, aby odnaleźć przyjemność w zagłębianiu się w odczucia bohaterów.
      Kłótnia Asi z Alkiem była czymś idiotycznym, podyktowanym jedynie przez odrobinę złych emocji. Gdyby oni podeszli do całej sprawy ze spokojem, może udałoby się im uniknąć tej tragedii. No, ale wątpię czy ktokolwiek zdobyłby się na zrozumienie, gdy w grę wchodzi temat zdrady.
      Alek zachował się dokładnie tak samo, jak ja sama postąpiłabym na jego miejscu. Także, chociaż tego nie popieram, to potępia też nie potrafię. Bo rozumiem to pragnienie wyładowania złych emocji z własnego doświadczenia. Gdy w głowie wszystko szumi od zbędnych myśli, wtedy problemy oczywiste schodzą trochę na dalszy plan, tak jak tutaj się zadziało z tą nogą. Pandzia starał się jak mógł przekonać przyjaciela, że to niekoniecznie jest dobry pomysł, ale Alek jest cholernie uparty i jak zawsze postąpił po swojemu. Co z tego wyniknie? Nie zdradzę. Sami się przekonacie i to już całkiem niedługo.
      Bardzo, bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa! Jesteś niezastąpiona :*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. OMG... Ja pierdolę.

    Jestem w totalnym szoku. Tego się nie spodziewałam - prosiłam ostatnio, błagałam wręcz abyś odpuściła już Alkowi, bo się chłopak wycierpiał w życiu dostatecznie. A ty wyskakujesz z czymś takim! Boję się o Alka, zachował się idiotycznie. Przez cały rozdział tak się zachowywał na początku w trakcie kłótni z Asią, gdzie oboje unieśli się za bardzo swoim ego, zamiast spokojnie pogadać zaczęli się kłócić, żadne nie potrafiło ustąpić i spróbować załagodzić sytuację. Potem gdy poszedł na stok, nie biorąc pod uwagę tego, że coś jest nie tak. Zapłacił za tą bezmyślność wysoką cenę - wydaje mi się, że może tragedii nie będzie ale o snowboardzie MUSI zapomnieć. Lekarz już mu mówił, że z noga jest źle - zlekceważył to. Teraz ratrak zmiażdżył mu nogi - ojj z tego też nie wyniknie nic dobrego, małe szanse. Ratrak jak by nie było to wielka masywna maszyna, ale może chociaż odrobinę los się do niego uśmiechnie i przynajmniej ich nie straci.
    Biedna Asia, widać, że bardzo kocha Alka, była na niego wściekła i nie przemyślała swoich słów, to można zrozumieć. Mam nadzieję, że nie będzie się obwiniać za wypadek Alka, bo chłopak był bardzo lekkomyślny. Ale jestem prawie pewna, że się mylę. I wcale jej się nie dziwię.
    O kurczę, porobiło się...

    Apeluję po raz kolejny - proszę, koniec znęcania się nad Alkiem. I nad Asia i Pandą też, bo to co przydarza się Alkowi w jakimś sensie odbija się też na nich - na Asi bo są razem, a na Pandzie bo się przyjaźnią.
    I BŁAGAM trochę bardzo nieprzyjemnych rzeczy dla Julki i Mańka. Niech trochę pocierpią :D . Bardzo ich nie lubię, więc będę szczęśliwa jeśli w końcu się poznęcasz nad nimi. Zasługują jak cholera.


    Pozdrawiam ;*
    Eff

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! :*
      Alusiowi odpuszczać nie zamierzam niestety. Taki los moich najukochańszych postaci. Im bardziej kogoś lubię, tym większe kłody rzucam mu pod nogi. A że Alek dodatkowo jest okropnie lekkomyślny i impulsywny to przychodzi mi to z łatwością ;) Nie, teraz nie zdradzę jak skończy się ta sytuacja, ale nie będziecie musieli zbyt długo czekać na rozwiązanie tej zagadki - tyle mogę obiecać ;)
      Asia rzeczywiście jest biedna. Gdyby wiedziała do czego doprowadzi to jedno zdanie wypowiedziane w przypływie gniewu nigdy by do tego nie dopuściła. No, ale skąd mogła wiedzieć? Chyba nie da się w takiej sytuacji uniknąć wyrzutów sumienia. Asia będzie rozpatrywać, co zrobiła źle i pewnie w jakimś stopniu dojdzie do tego, że trochę też w tym jest jej winy, ale tak pomyślałoby wiele osób, gdyby znalazło się na jej miejscu
      Nie mogę obiecać, że to koniec znęcania się :( Nie mogę, choćbym nie wiem jak bardzo chciała. Za to Maniuś trochę pocierpi, co może cię zadowoli ;) Co do Julki... Tutaj jeszcze nic nie postanowiłam, ale pewnie niedługo wymyślę coś odpowiedniego również dla niej!
      Jeszcze raz baaardzo dziękuję.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Tak, to z pewnością nie jest "Pan Tadeusz" i na pewno nie jest to też streszczenie tej żałosnej lektury, do którego miałam zajrzeć. Tak, nie powinno mnie tu teraz być, ale.. Co mam poradzić na to, że to jest dużo lepsze niż ta "epopeja narodowa"? (Pfff... a napisał ją tchórz, który się we Francji schował, wielki bohater!) To znaczy, żeby nie było, że ja tu porównuję Twoją twórczość do lektur szkolnych. Co to to nie. Wszystko jest lepsze niż lektury, ale Ty to już po prostu przesadziłaś i tyle :)
    Muszę Ci przyznać, że udało Ci się mnie zaskoczyć. Byłam pewna, że bezpośrednią przyczyną "ostatniego upadku" Aleksandra będzie Julka i jakiś kolejny jej wybryk. Tymczasem okazuje się, że to co zrobiła ona było tylko zalążkiem klęski. To Asia, której skończyła się cierpliwość, sprowokowała Alka do takiego kroku. Nie chcę jej obwiniać, bo w furii można powiedzieć wiele nieprzyjemnych rzeczy, a przy kimś takim jak Alek trzeba zachować ostrożność. Rozumiem również jego rozczarowanie i złość po tym jak usłyszał te słowa. Chłopak tyle lat się starał by udowodnić wszystkim, że nie jest kimś pokroju swojego ojca, a osoba, którą kochał boleśnie przekonała go o tym, że stara prawda mówiąca "jaki ojciec taki syn" potwierdziła się również w jego przypadku.
    Kłótnia faktycznie była niepotrzebna. Aleksander jak zwykle zareagował zbyt impulsywnie i nie myślał trzeźwo. Tylko, że teraz już nie ma co się zastanawiać "co by było gdyby", bo jest na to za późno. Współczuję Asi, bo na pewno będzie się czuła winna, a przecież wszystko zaczęło się od Julki i to ją powinno ruszyć sumienie. Czy tak się stanie? To chyba wiesz tylko Ty ;) Maniek również powinien w jakimś stopniu poczuć się odpowiedzialny za to wszystko, w końcu jego zachowanie także pozostawiało wiele do życzenia. Odkąd tylko odkrył, że Alek pała do Asi jakimś uczuciem, cały czas "sabotował" ich związek. Nie zachowywał się jak przyjaciel tylko jak rywal. No ale ja się tu nie będę bawić w sędzię (sędzia, o zgrozo! ja miałam Tadka czytać...). Poczekam, ewentualnie wymuszę coś z Ciebie w rozmowie na gg ^^
    Trzymaj się! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Ja też za lekturami nie przepadam, choć niektóre nie są takie złe ;) No, ale wiadomo, że takie nieobowiązkowe czytanie jest dużo przyjemniejsze!
      Julka bezpośrednio ręki do tego upadku nie przyłożyła, ale i tak odegrała dużą rolę. Wszystkie jej knowania doprowadziły do powstania tych wszystkich niejasności między Asią i Alkiem, a to wywołało tą idiotyczną kłótnię. Napływ złych emocjo wymusił na Joasi te wszystkie słowa - gdyby je jeszcze raz przemyślała pewnie nic by z tej wielkiej kłótni nie wynikło.
      Co do Julki i Mańka - ten wypadek dotknie także ich, ale w jakim stopniu? Czy zmądrzeją? To dopiero w kolejnym rozdziale ;)
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam! :*

      Usuń
  5. Skomentuję Ci tu, bo mnie wkurza...
    Doczłapałam się do końca, bo tylu bólach jakie nam zaoferowałaś ;p. Tak, każda ciśnięta kula w Alka bardzo mnie bolała :P. Również mnie boli, że go tak torturujesz. On nie byłby Ci wdzięczny, że tak okazujesz swoją miłość do niego. Muszę Ci jednak przyznać, że choć sama jego śmierć była oczywista, to zaskoczyła mnie przyczyna. Zwłaszcza, że udało mu się ją pokonać. Mimo, że i tak już się sturlał po górce i narobił sobie wiele szkody, to jednak był taki szok, jak ta maszyna po nim przejechała. Tego się nie spodziewałam, ale dało to dobry efekt, trochę jak z horroru. Co do Pandzi... przyjacielem nie od razu się jest. Czasem nam się wydaje, że się jest. Ale to dzięki doświadczeniu uczymy się nim być. On już wie, że nigdy nie powinien zostawiać bliskiej osoby samej. Nawet, jeżeli ona bardzo tego chce. Przyjaźń polega na tym, że się drugiej osoby właśnie w takich chwilach nie zostawia, w takich się pomaga. Sam Alek o tym wiedział głęboko w serduszku, ale nie był w stanie tego powiedzieć. Przyznać się, że chce tej pomocy. I ten brak tego przełamania zaprowadził go do kiepskiej decyzji. Ciekawe czy by nie poszedł na stok, kiedy Asia poszłaby za nim. Czy nie miałby wyrzutów sumienia? Oboje w jakiś sposób zawinili, ale nie powinni się dać ponieść emocjom. To zawsze prowadzi do czegoś złego. Można od siebie odpocząć, ale bez jakiś gwałtownych decyzji, a chyba właśnie taką podjął Alek. Teraz chyba wszyscy jego przyjaciele zrozumieją, jakie popelnili błędy. A Julka? Zrozumie coś? Do czego ona doprowadziła? W końcu ona wznieciła cały ten ogień razem z Mateuszem. Pozdrawiam i przykro mi będzie się rozstawać z tym opowiadaniem, bo je polubiłam... bohaterów, fabułę, choć w niej cholernie motasz ; p, no i przede wszystkim Alka. Wiedziałam, że będzie trzeba się z nim kiedyś pożegnać, ale żeby już?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam Ci już komentarz na GG, bo mnie zaczął wkurzać internet, ale w końcu skopiowałam komentarz i wysłałam go tu, dlatego pierwsze zdanie może być niezrozumiałe. Przepraszam ;D

      Usuń
    2. Ja wiem, że mam specyficzny sposób okazywania sympatii swoim postacią, ale to cała ja ;) Aleczek miał pecha, bo polubiłam go od razu, od momentu, gdy jego postać jako tako uformowała mi się w łepetynie. Dlaczego, więc tak bardzo się nad nim znęcam? Chyba przez to, że jest tak bardzo do mnie podobny - ma wszystkie moje negatywne cechy i jeżeli, ktoś tam dopatrzył się czegoś pozytywnego, to także moje ;) Mogłabym śmiało go znienawidzić, ale nienawidzenie samej siebie mija się z celem, dlatego pokochałam go miłością olbrzymią ;)
      Spodziewałam się, że nie takiej przyczyny będziecie się w tym wszystkim upatrywać. Pewnie większość z czytających osób w ciemno stawiała, że do wypadku dojdzie z winy Julki. Nikt raczej nie posądzałby o to Joasi, a to właśnie jej słowa zaważyły na tym, że on postanowił udać się na stok w stanie tak silnego wzburzenia. I może to zabrzmi dziwnie, ale cieszę się, że udało mi się cię zaskoczyć tą końcówką. Właśnie to chciałam osiągnąć - zasiać iskierkę nadziei, że on jednak przeżył upadek, a potem brutalnie ją odebrać poprzez pojawienie się maszyny ;)
      Pandzia wbrew wszystkiego naprawdę się starał. Tylko że nie zawsze przewidujemy tak oczywiste wydarzenia. On dostał dwukrotnie możliwość powstrzymania tej tragedii, ale jej nie wykorzystał. Nie nazwałabym go przez to złym przyjacielem. Grzesiu jest po prostu człowiekiem i ten jeden błąd nie może zaważyć na całej przyjaźni, jaka łączyła go z Alkiem. Już wystarczy, że on sam nie będzie mógł sobie tego wybaczyć. Jednak nieumiejętność wypowiadania na głos, tego co się czuje, okazała się dla Alka tym ostatnim gwoździem do trumny. Bo gdyby jednak zabrałby ze sobą Pandę to wszystko mogłoby się skończyć inaczej. Gdyby Asia poszła za nim raczej też nie zdecydowałby się na zjazd, ze względu na jej bezpieczeństwo. Jednak ani jedno, ani drugie nie stanęło mu na przeszkodzie.
      Czy Julka coś zrozumie? O tym w kolejnym rozdziale ;)
      Nawet nie wiesz, jak mi będzie się ciężko rozstać z tym opowiadaniem. Zbyt dobrze mi się je pisało i za bardzo związałam się z bohaterami. Pożegnanie z tym światkiem na pewno będzie czymś okropnym i póki co wolę o tym nie myśleć ;)
      Dziękuję jeszcze raz za wszystko i pozdrawiam! :*

      Usuń
  6. OMG Pandzia jest taki kochany... tak bym go przytuliła, i w ogóle ich wszystkich po tym, co się stało z Alkiem. Kłamstwa się piętrzy i piętrzy, aż w końcu to wszystko wybuchło. Z jednej strony nie ma się co oszukiwać- podobna sytuacja miałaby miejsce prędzej czy później, lecz wszystko nie musiało przebiegać tak brutalnie! I mogę się pokusić o stwierdzenie, że katastrofa została zapoczątkowana przez panną Julię! Cholera, co za dziewczyna. Cholera, oczywiście musiała namieszać, nie inaczej! Bo nie dało się przemilczeć pewnych spraw i zacząć zachowywać jak ktoś przy zdrowych zmysłach. Szkoda się w ogóle wypowiadać, ale jestem teraz mega wkurzona. Bo gdyby nie zrobiła takiej afery, Alek byłby cały! I wszystko by się jakoś ułożyło.
    Ostatnia scena jest dobijająca. Bo Pandzia to taki kochany człowiek... ale najbardziej boli mnie jednak nieukazana tutaj reakcja Aśki. Wydawać by się mogło, że znalazła miłość swojego życia, podczas gdy wszystko legło w gruzach w przeciągu kilku godzin. To musi tak niesamowicie boleć...
    Tak właśnie, Moniko! Jesteś okropna :(( Przecież Aluś... przeżyłby jakoś bez tej nogi... w końcu pogodziłby się z tą stratą. Ale teraz? Kit wie, czy on się obudzi. No dobra, znam odpowiedź, jednak podświadomie w moim sercu tli się wątły promień nadziei xD Który za niedługo zgasisz :((((
    Rozdział jest emocjonujący, naprawdę. Szczególnie ostatnia scena mnie wzruszyła. Czekam na więcej, choć jednocześnie czuję, że to mnie zmiażdży. Naprawdę zżyłam się z tym opowiadaniem. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pandzia jest kochany, ale też bardzo emocjonalny i troszeczkę naiwny.
      Nie da się żyć na kłamstwach i nie ponosić tego żadnych konsekwencji. Alek się o tym przekonał w najgorszy z możliwych sposobów. Czy ja wiem czy to zaczęło się od Julki... To chyba Magda zapieczętowało to pasmo porażek. Julka była gwoździem do trumny.
      Asia zbyt szybko się po tym nie pozbiera. Alek był jej pierwszą miłością, z którą połączyło ją coś pięknego. Teraz wszystko jej odebrałam.
      Ja ci to już tłumaczyłam, że Aleczek bez nogi raczej nie miałby szans przeżyć - nie chodzi mi tu o takie fizyczne przeżycie, bo to by trwało. Raczej męczy mnie ta psychiczna część, bo z tym Alek by sobie już nie poradził. Nie umiałby żyć bez pasji.
      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń