czwartek, 15 stycznia 2015

26. Proszę, nie odchodź.


To nie mogło dziać się naprawdę. Podobne wydarzenia nie miały prawa mieć miejsca w ich życiu. Tak im się wydawało. Przecież byli młodzi, zdrowi, przyszłość stała przed nimi otworem. Powinni korzystać z tego przywileju, nie zatrzymując się nawet na chwilę. To starość stanowiła etap refleksji. Młodość była od tego, aby szaleć, wykorzystywać zgromadzoną energię oraz popełniać błędy. Tylko nikt nie powiedział im, że niektóre potknięcia są niewybaczalne i niosą za sobą potworne konsekwencje. Nikt ich przed tym nie przestrzegł, nikt nie uświadomił, gdy był jeszcze na to czas. Oni sami udawali niezłomnych siłaczy, a tymczasem ktoś postanowił z nich zakpić i udowodnić, że wcale nie są nieśmiertelni. Przyprowadził do szpitala, z miną surowego mentora pokazując, jak kruche jest życie - nieważne czy leciwego starca, czy młodego człowieka dopiero poszukującego swojego sposobu na wykorzystanie danej mu szansy. Surowy nauczyciel, nawet nie starał się przekazać im tego za pomocą słów, jakby domyślając się, że przydługi wykład nie wywoła właściwego efektu. On od razu przeszedł do czynów, chcąc, aby na własnej skórze przekonali się, jak cieniutka granica dzieli życie od śmierci.
Dobrze wiedzieli, że nie mogą tam wejść. Nie potrzebowali kolejnych ostrzeżeń, które mówiły im, że na oddział intensywnej terapii wpuszczana jest tylko najbliższa rodzina i to też dopiero po spełnieniu szeregu formalności. Byli świadomi wszelkich procedur. Nie zgadzali się z nimi, ale w jakimś stopniu zdołali pogodzić się z tym, że nie spotkają się z Alkiem, dopóki jego stan się nie unormuje. Rozumieli wszystko, ale idiotyczna iskierka nadziei wciąż tliła się w ich sercach, gdy wyczekiwali jakichkolwiek informacji, koczując przed drzwiami, które dzieliły ich od przyjaciela. Bo przeszkodą zawsze były drzwi. Najpierw te prowadzące na salę operacyjną, a potem te, które powstrzymywały ich obecnie. One nie otwierały się zbyt często. Zrobiły to zaledwie kilkakrotnie, odkąd przybyli na miejsce. Raz, w pośpiechu pochłaniając nieprzytomnego Alka, potem wypluwając z środka zdenerwowanego lekarza prowadzącego za ramię Pandę, który próbował przemknąć niezauważenie, aby zorientować się, w jakim stanie znajduje się przyjaciel, a ostatnim razem drzwi otwarły się łaskawie, aby wpuścić w głąb korytarza roztrzęsioną Elizę. Matka Alka nie zabawiła jednak tam zbyt długo. Natężenie złych emocji oraz stresu zaciągnęły ją samą na inny oddział - porodowy. Jak na ironię, bo właśnie wtedy, kiedy jej syn walczył o swoje życie, drugie dzieciątko dopiero miało ujrzeć ten potwornie niesprawiedliwy świat.
Asia przestawała wytrzymywać nerwowo. Niszczyły ją kolejne sekundy i minuty, które przeradzały się z kolei w długie godziny. Cholerne oczekiwanie połączone z niepokojem oraz głosem wyrzutów sumienia zjadały dziewczynę od środka. Joasia starała się być spokojna. Siedziała grzecznie w poczekalni, na krzesełku obok Grześka, nawet nie patrząc na Mańka, który przybył do szpitala zaraz po nich i zajął miejsce naprzeciwko. Chłopak milczał. Wzrok utkwił w posadce, nie unosząc go ani na moment. Zamarł w kompletnym bezruchu, jakby starając się zlać z resztą otoczenia, aby nikomu nie przeszkadzać. Równie dobrze mogłoby go tutaj nie być. Ale był. Joasia doskonale wiedziała, dlaczego przyszedł. Nie, wcale nie z powodu obowiązku, choć mogłoby się tak wydawać. Nie chodziło także o to, że zwyczajnie miał takie prawo, bo w końcu znał Alka znacznie dłużej niż ona sama, a dziwne sytuacje, które ich poróżniły, przestały znaczyć cokolwiek. W tym wypadku w grę wchodziło coś jeszcze oprócz zwykłego, ludzkiego współczucia. Tym czymś, które nękało zarówno jedną, jak i drugą istotkę było poczucie odpowiedzialności. Tak, Asia odczuwała je równie mocno, a może nawet bardziej. Przecież to za jej sprawą Alek postanowił wybrać się na stok i odreagować kłótnię. To ona, nie Maniek, powiedziała o kilka słów za dużo. Chyba właśnie, dlatego tak źle czuła się w obecności Mateusza. Dostrzegała ogromną niesprawiedliwość własnego zachowania, a mimo to nie potrafiła wybaczyć przyjacielowi. Obwiniała go za wiele rzeczy i pewnie w niektórych przypadkach miała rację, jednak, w ostatecznym rozrachunku, większą winę ponosiła ona. Mimo to, dużo łatwiej było jej przerzucić złość na kogoś innego. Gdyby całą, odczuwalną wściekłość skierowała wyłącznie na siebie, nie skończyłoby się to dobrze. W ten sposób wciąż trzymała się przy zdrowych zmysłach, chociaż coraz bardziej desperacko.
- Przestań - warknął na nią Panda, gdy ogromne łzy zaczęły staczać się po jej policzkach. Nie potrafiła się im przeciwstawić, a to denerwowało chłopaka. Powoli wszystkim zaczęły wysiadać nerwy. Byli zmęczeni, zestresowani. Krzyki oraz wzajemna wrogość były oczywistą koleją rzeczy, choć oni starali się temu jeszcze zapobiec. Grzesiu, dostrzegając swój błąd, westchnął, przetarł oczy znużonym gestem i spojrzał na nią przepraszająco. - Alek nie umarł. Aśka, on wciąż żyje. Proszę cię, nie rycz, bo zaraz sam się rozpłaczę, a to przecież bezsensu. Jeszcze zobaczysz, że on z tego wyjdzie i obojgu dostanie nam się za takie zachowanie. 
Wiedziała, że przyjaciel ma rację. Nawet chciała go posłuchać, ale nie potrafiła. Skuliła się na krzesełku i łkała cichutko, w wyobraźni odtwarzając jeszcze raz przebieg tej ostatniej kłótni. To nie mogło niczego zmienić, ale ona wciąż się zastanawiała, co mogłaby powiedzieć, aby zatrzymać wtedy Alka. Rozważała, jakich słów by użyła, żeby wytłumaczyć mu, że wcale tak o nim nie myślała, gdyby tylko jej na to pozwolił. Nic nie przychodziło jej do głowy.
Czekali dalej, coraz bardziej popadając w zwątpienie. I właśnie wtedy, gdy już całkiem mieli porzucić nadzieję na usłyszenie jakichkolwiek wieści o Alku, ktoś okazał im łaskę. Nieznany dobrodziej, widząc ich zdesperowane oraz pełne rozpaczy miny, przymknął oko na panujące w szpitalu przepisy i, zapewne ryzykując utratą własnego stanowiska, wpuścił do środka, szeptem przestrzegając, że to tylko na parę minut. Wydało im się to śmiesznie mało, ale nie dyskutowali w obawie, że stracą nawet ten skromny przywilej. Poderwali się z miejsc, po czym posłusznie przestąpili próg drzwi, które otwarły się przed nimi automatycznie. Kiedy pokonali tego okropnego strażnika, który do tej pory odcinał ich od przyjaciela, natychmiast skierowali się w głąb korytarza prowadzącego na oddział intensywnej terapii. Próbowali zapanować nad rozszalałymi emocjami, choć nie było to łatwe. Wręcz przeciwnie - z każdym, kolejnym krokiem robiło się coraz trudniej. Mimo to szli dalej, nie chcąc rezygnować z tego, o co tak długo się starali. Myśleli, że teraz wszystko jakoś się ułoży, skoro los się do nich wreszcie uśmiechnął. Jednak kiedy dotarli na miejsce, czekało na nich kolejne rozczarowanie. Pielęgniarka przechadzająca się po korytarzu uświadomiła ich, że nie mogą wejść do sali, w której lekarze ulokowali Alka. Było to dość oczywiste, ale Panda i tak spochmurniał jeszcze bardziej.
- Jak to? - spytał z oburzeniem, gdy starsza kobieta powtórzyła swoje zapewnienia oraz wyraziła zdumienie, że w ogóle weszli na oddział, nie posiadając przy tym przepustki. Joasia widziała w jej postawie ogromną chęć, aby ich po prostu wyrzucić na główny korytarz, a przez to pozbyć się problemu, i przeklinała Pandę, że nie potrafił trzymać języka za zębami. Rozumiała, dlaczego przyjaciel zachowuje się w podobny sposób, ale to nie mogło w niczym pomóc. - Ale my chcemy! Tam jest nasz kumpel! Musimy się z nim spotkać!
- Panda, daj spokój - wyszeptała, próbując odciągnąć chłopaka od coraz bardziej zdenerwowanej pielęgniarki. On jednak nawet nie drgnął. Dalej się wykłócał, choć przez równie dziecinne zachowanie nie mógł nic ugrać, a stracić mógł całkiem sporo. Zasady były jasne oraz dość rozsądne. Lekarze nie mogli dopuścić do sytuacji, w której stan pacjenta się pogorszy przez bakterie dostarczone z zewnątrz. Joasia nie starała się nawet negocjować. Chciała po prostu spojrzeć na Alka zza szyby, aby upewnić się, że on naprawdę tam jest. Że wcale nie zniknął. Panda mógł uniemożliwić jej nawet to. - Proszę cię, chodź. My tylko chcemy go zobaczyć. Choćby z daleka - dodała płaczliwym tonem w stronę pielęgniarki, której chyba w tamtym momencie zmiękło serce, bo jedynie skinęła głową i zaoferowała im kilka sekund na przywitanie się. Dla Grześka nie było to wystarczające. On wciąż chciał walczyć o swoje, a ona nie miała siły, aby dalej się z nim szarpać. Musiała poszukać pomocy, choć jedyną osobą, która mogłaby jej udzielić był człowiek, którego znienawidziła. Nienawiść ta jednak musiała zostać na chwilę odsunięta na bok w obliczu tak trudnej sytuacji.
Asia spojrzała bezradnie na Mateusza, szukając w nim wsparcia, i spostrzegła, że chłopak stoi kilka metrów dalej przy ogromnej, szklanej szybie, która dawała widok na wnętrze sali. Dziewczyna widziała ten kompletny brak emocji na pobladłej twarzy Mańka i to ją przeraziło. Zaintrygowana, podeszła bliżej, ignorując dalsze próby przekonania pielęgniarki do zmiany zdania, na jakie silił się Panda. Zbliżyła się i zrozumiała, co tak bardzo poruszyło Mateusza.
Za szybą bowiem jawił się inny świat, tak bardzo odległy od rzeczywistości, do której przywykli. Świat bólu i cierpienia łagodzonego jedynie przez farmakologiczne kłamstewka. Miejsce, gdzie nie powinien znaleźć się żaden młody, w pełni sił człowiek. A jednak się znalazł. Alek leżał na szpitalnym łóżku otoczony mnóstwem aparatury utrzymującej go przy życiu. Był nieprzytomny, choć biała pościel znaczona niebieskimi kółeczkami, którą ktoś troskliwie go nakrył, sprawiała wrażenie normalności - tak jakby chłopak tylko usnął na krótką chwilę we własnej sypialni, a nie cudem otarł się o śmierć i przebywał w śpiączce. Alek może nawet wyglądałby na zrelaksowanego, gdyby nie ta potworna bladość skóry, okropne sińce pod oczami i bandaż pokrywający większą powierzchnię jego twarzy.  To połączenie nadawało mu upiorny wygląd.
Asia widziała plątaninę kabelków i rurek, które doprowadzały do jego organizmu przedziwne płyny. Nie potrafiła nazwać większości z nich. Była za to przekonana, że gdyby nie komputer, serce chłopaka nie dałoby sobie samo rady. Świadomość, że Alka tak naprawdę tam nie ma, że wszystko kontroluje jedynie durne urządzenie, sprawiła, że załamały się pod nią nogi. Ostatkiem sił wycofała się i opadła na pobliskie krzesełko, czując wewnątrz przeraźliwą pustkę. Nawet nie zorientowała się, kiedy pojawił się przy niej Panda. Nim też wstrząsnął widok przyjaciela, który, zazwyczaj głośny i kłótliwy, z dnia na dzień stał się tak dziecinnie bezbronny. Milczeli oboje, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. Cisza ta w krótkim czasie stała się niemożliwa do wytrzymania. Doświadczył tego również Maniek, bo to właśnie on pierwszy się odezwał.
- Wjechał pod ratrak. - Głos Mateusza był cichy i spokojny, ale Asia skuliła się, jakby ktoś wymierzył jej niesamowicie silny kopniak prosto w żołądek. Chciała wymiotować. Cudem zdławiła w sobie nadciągającą falę mdłości i wtuliła się w ramię Grześka, jakby to on mógł ją ochronić przed kolejnymi słowami.
- Alek jest silny. - Panda zawsze starał się pocieszyć każdego, ale w tym wypadku nawet jego głos zadrżał, dławiąc to kłamstwo. Alek nie był silny. Nigdy. Był zwykłym kłamcą. Był słabeuszem. Małym dzieckiem zagubionym w tym okropnym świecie. Grzesiu o tym wiedział. Wiedziała również Asia, a najbardziej świadomym słabości przyjaciela był Mateusz. Może dlatego ciągnął bezlitośnie swoją przemowę, jakby za wszelką cenę chcąc przemówić tej dwójce do rozumu i zmusić ich do przyznania się, do porzucenia tych idiotycznych masek zatwardziałych siłaczy, dla których nie ma przeszkód niemożliwych do pokonania.
- Maszyna zmiażdżyła mu nogi. - Wciąż się na nich nie patrzył. Wpatrywał się z uwagą w Alka, jakby to on był jego jedynym słuchaczem. - Jedną ocalili, ale drugą...
   Powtarzał tylko to, o czym zdążyli już dowiedzieć się od lekarzy. Owszem, wiedzieli o amputacji. Wiedzieli o poważnych urazach, których doznał przy upadku mózg przyjaciela. Byli świadomi ilości krwi, jaką stracił chłopak. Czuli, że Alek może się już nigdy z tej śpiączki nie wybudzić. Maniek nie powiedział nic więcej, ale może nie musiał. W końcu chodziło tylko o uświadomienie, o przebicie się do ich myśli i przekazanie tego, jak wygląda prawda. Zależało mu, aby przejrzeli na oczy i zrozumieli. Nieważne, jak bolesne miało to być. Powinni przestać żyć nadziejami. Tylko dlaczego on sam nie potrafił tego zrobić? Czemu naiwnie wierzył, że wszystko się ułoży?
- Da sobie radę. - Panda przerwał ze złością monolog przyjaciela. Dziewczyna słyszała naiwność w głosie Grześka, ale nie miała czelności, aby wyprowadzić go z błędu. Ona zdołała pojąć, o co chodzi Mateuszowi. Grzegorz jeszcze nie.
- ...amputowali. - Dokończył Maniek, wcale nie zrażony zachowaniem kumpla. Był to tylko kolejny fakt, którego Panda nie potrafił zaakceptować. Jakby nie potrafił przyswoić tak prostej informacji. Mateusz rozumiał to zbyt dobrze. W jednej chwili pojął, co to wszystko oznacza dla Alka. Wiedział, że przyjaciel nie podniesie się, nawet jeżeli przeżyje. Aleksander zwyczajnie nie poradziłby sobie z konsekwencjami tego jednego zdarzenia. Maniek był o tym przekonany, bo i sam też nie dałby sobie rady. Życie bez możliwości spełniania własnych pasji było dużo gorsze od śmierci. Uwłaczające, niszczące, bliskie funkcjonowaniu jako roślinka. Tak, właśnie tak określił to Alek, kiedy o tym rozmawiali, gdy Maniek odprowadzał go do domu po którejś ze wspólnych imprez. Kiedyś, w innym życiu, kiedy jeszcze zachowywali się, jak ludzie i byli dla siebie niemal braćmi. Mati zapamiętał coś jeszcze z tamtego wieczora: jedno, okropne, pijackie zwierzenie, a raczej niemal prośbę. Błagam, śmiał się Alek, jeżeli kiedyś zrobię coś głupiego, ale o wiele głupszego niż zazwyczaj, po prostu mnie dobij. Nie znęcaj się nade mną, próbując ratować. Po prostu dobij. Obiecujesz? Może były to tylko nietrzeźwe bełkoty, ale jemu zapadły w pamięć już na stałe. Był tym przerażony, lecz w głębi serca życzył sobie tego samego dla siebie. Pragnął, żeby ludzie nie starali się ratować go za wszelką cenę. W tamtym momencie byli z Alkiem jednomyślni. Jeden, jedyny raz w pełni się ze sobą zgadzali. Teraz jednak tamta obietnica odeszła w zapomnienie. Maniek nie potrafił przestać wierzyć, że lekarze uratują jego przyjaciela, choć samemu zainteresowanemu mogłoby się to nie spodobać. 
   Mateusz potrząsnął głową, pragnąc wyrzucić z niej tamto odległe wspomnienie. Nie chciał go przy sobie, a już na pewno nie teraz. Nie, kiedy Alek wciąż żył i miał szansę przeżyć. On nie powinien skreślać go od razu. Mimo to i tak powtórzył:
- Straciłeś cholerną nogę, stary - wymruczał bardziej do swojego odbicia w szybie, niż do kogokolwiek innego, ale Panda usłyszał i tym razem nie puścił mimo uszu.
- No i co z tego?! Ludzie z tym żyją! Budują protezy i dalej funkcjonują! - Grzesiu nie umiał odpuścić nawet wtedy, gdy wszystko mówiło mu, że to nie ma najmniejszego sensu.
- Panda. - Mateusz odwrócił się na chwilę w stronę kumpla i spojrzał na niego z potwornym bólem. Patrząc mu prosto w oczy, powtórzy jeszcze raz ledwo słyszalnym tonem. - On stracił nogę.
- Ale wyjdzie z tego!
- Może lepiej, żeby umarł. - Potworne słowa cudem wydarły się z ust Mateusza i zawisły w powietrzu na kilka chwil, nim dotarły do świadomości słuchaczy. Do świadomości samego nadawcy. Wypowiedziane zdradliwym szeptem, mamiły i plątały, siejąc wokół niespokojną atmosferę.
- Jak możesz tak mówić? - Panda nie rozumiał. Posłał w stronę przyjaciela wściekłe spojrzenie, jasno mówiące jak bardzo nim w tamtym momencie gardzi. - Jesteś zwykłym sukinsynem. Nie rozumiem, dlaczego nie zauważyłem tego przez te wszystkie lata.
Odszedł. Przeszedł obok Mańka, popychając go mocno i wyszedł z oddziału, nawet nie oglądając się za siebie. Był wściekły. Dla Asi było to zrozumiałe. Ona również w jakimś stopniu mocniej znienawidziła Mateusza za te słowa, ale jeszcze bardziej nienawidziła samej siebie, bo gdzieś głęboko w duszy zgadzała się z chłopakiem. Nie wyobrażała sobie dalszego życia bez Alka, lecz nie była na tyle naiwna, aby sądzić, że dla chłopaka jeszcze jakieś życie będzie istniało. On umarł. Nawet, jeżeli głupia maszyna wpompuje do jego organizmu kolejny łyk powietrza, potem kolejny i jeszcze kolejny to niczego nie zmieni. Alka już z nimi nie było. Nie istniało nic, poza tą cielesną, okaleczoną powłoką.
Mateusz spojrzał na dziewczynę z wahaniem, jakby nie bardzo wiedząc, jak należy się zachować w podobnej sytuacji. Między nimi wciąż krążyły te potworne słowa, które wyszły z jego ust. Nadal ciążył pocałunek, który był iskierką zapalną całej tej sytuacji. Jednak oni potrzebowali siebie nawzajem. Nie, nie o miłość chodziło w tym przypadku, lecz o przyjacielskie wsparcie.
- Nie chcę, żeby odszedł - wyznała, gdy nie wykonał żadnego ruchu przez dłuższą chwilę, a kolejne łzy popłynęły po jej zaczerwienionych policzkach. - Pewnie uznasz to za czysty egoizm, ale nie pozwalam mu na to. Wmawiam sobie, że dopóki nie wyrażę zgody, on nie umrze. Wiem, że to głupie, ale ja nie poradzę sobie na tym świecie bez niego, Mati. Wciąż go kocham.
      Maniek to zrozumiał. Podszedł do płaczącej dziewczyny i przystanął tuż przed nią. Chciał ją przytulić i pocieszyć, lecz nie miał na to śmiałości. Stał bezczynnie, a jego serce krwawiło.
- Wiem - szepnął. - I dlatego przepraszam. Nie miałem prawa się w to mieszać. Teraz, gdybym tylko mógł znaleźć się na jego miejscu, zrobiłbym to bez wahania. On nie zasłużył na to, co go spotkało.
- Przestań. To była tylko moja wina. To przeze mnie... - Głos się jej załamał, gdy próbowała wykrztusić do końca to okrutne oskarżenie. Nie potrafiła. Nie starczyło jej odwagi nawet na to. 
- Ludzie mówią, że zrobił to celowo, Asiu. Słyszałem. Twierdzili, że wjechał prosto pod ratrak, nawet nie próbując hamować lub go ominąć. Wymyślają historię, w których się uśmiecha w ostatniej chwili. Uważają go za pierdolonego samobójcę. Wierzysz w to? - Mateusz spojrzał na Aśkę z idiotyczną nadzieją. Chciał, żeby potwierdziła słowa ludzi; żeby uznała, że Alek naprawdę tego sobie życzył. To nie zmieniłoby niczego. Nie spowodowałoby, że ból stanie się mniejszy albo że łzy przestaną płynąć. On nie rozumiał. Naprawdę potrzebował tego potwierdzenia, lecz ona mu go nie dała. Mogła przytaknąć dla świętego spokoju. Nie zrobiła tego. Zwyczajnie w to nie wierzyła. Pokręciła głową, a wtedy cała siła opuściła również Mateusza. Opadł bezwładnie na krzesełko, a ona go przytuliła, gdy rozpłakał się jak małe dziecko. - To tak strasznie boli, Asiu. Nawet nie zdążyłem go przeprosić. Chciałem, ale po prostu nie zdążyłem.
Ona też nie zdążyła. Nie powiedziała mu jeszcze tylu słów. Słów, na które zasługiwał, wyznań, które być może zapobiegłyby tej tragedii. Płakali razem w tym ciemnym, ponurym, opustoszałym korytarzu, który widział już tyle nieszczęść, że to kolejne nie robiło na nim większego wrażenia. Był nieczuły. Ślepy i głuchy na cierpienia tych ludzi. Potworny tyran.

A ja płaczę razem z nimi, bo nic więcej mi nie pozostało. Nie, to jeszcze nie koniec opowiadania, wiele się może wydarzyć, ale nieuchronnie zbliżamy się do zakończenia i niesamowicie ciężko będzie mi pożegnać się z którymkolwiek bohaterem. Może to dziwne, bo oni są jednak tylko fikcyjnymi postaciami, ale przez te dwadzieścia parę rozdziałów zdążyłam się cholernie przywiązać. Taka, mała sentymentalna ja :( No, ale nie smutamy - jeszcze nie czas i pora. Ja ze swojej strony mogę obiecać, że iskierka radości odnajdzie się niebawem w tym całym smutku. Tak po cichutku proszę też o zrozumienie Matiego - powiedział, co powiedział, ale serduszko to ona ma dobre jednak, choć troszkę bałaganu narobiło się mu w głowie. On to sobie zaczął już powoli układać i myślę, że niedługo dojdzie do prawidłowych wniosków. Ba! Już pod koniec zaczął do nich docierać. 

23 komentarze:

  1. Jakim prawem?!?!?!?! Ja się pytam!!!
    Popłakałam się. Ja pierdolę... Za dużo przeklinam, no ale DLACZEGO?! Teraz ryczę, ale jutro cię zbesztam za to! Zobaczysz! Dziś już nie jestem w stanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ja nic jeszcze nie zrobiłam! No dobra, to nic to wcale nie takie nic, ale to jeszcze nie koniec ;) Więc nie płacz! Ja może tylko znajdę sobie jakiś spokojniutki kącik bezpieczeństwa i będzie dobrze :D

      Usuń
    2. W końcu znalazłam chwilkę, by napisać ten komentarz. W weekend gorzej nie mam czasu niż w tygodniu.. masakra.

      Ładny szablon, uwielbiam niebieski kolor :) Chociaż tamten miał w sobie coś takiego, to zdjęcie snowboardzistów bardzo wpasowało się w tematykę opowiadania i po prostu je uwielbiałam. Ale ten szablon też jest śliczny i nie mogę się zdecydować który ładniejszy teraz...

      Cóż, przeszła mi troszkę ochota by cię zbesztać, tak jak obiecałam, ale jak by nie było, ja bardzo ładnie prosiłam, byś darowała już Alkowi i Asi, a zaczęła zatruwać życie Mańkowi i Julce, ale Ty i tak swoje, musisz poznęcać się nad tymi którzy nie zasługują... Może kiedyś się przyzwyczaję, może xD

      Teraz to co najważniejsze, czyli treść rozdziału.
      Biedny, biedny Aluś. Biedna, biedna Asia. Biedny, biedny Panda. I jeszcze Maniek - w moje serce wdarła się odrobina nadziei, że jednak nie jest egoistycznym dupkiem, (albo i jest nadal) ale tylko on rozumie Alka. Rozumie ile dla niego znaczył snowboard, wie, że jego część już umarła. Jego dusza. Największą miłością Alka był snowboard, a teraz zostało mu to odebrane. Bezpowrotnie. Zacytuję "Po prostu dobij. Obiecujesz? " , Alek nie wyobraża sobie życia bez snowboardu, nawet jeśli jakimś cudem, (znając ciebie, to naprawdę będzie cud xD ) wybudzi się ze śpiączki, to już nie będzie tym samym chłopakiem co przed wypadkiem. Ma jeszcze Asię i Pandę. Ale biorąc pod uwagę charakter Alka, nie widzę, aby był w stanie się podnieść się z tego upadku. Asia bardzo go kocha, na pewno będzie go wspierać. Ale czy to wystarczy? Mimo, że Alek kocha dziewczynę, to jednak jej wsparcie w tej sytuacji może okazać się niewystarczające. Panda jest optymistą, przez wielkie "O" xD W najgorszej nawet sytuacji stara się wyszukiwać pozytywnych stron, wydaje mi się, że nie do końca rozumie sytuację Alka, nie zdaje sobie sprawy z tego jak jazda na desce była dla Alka ważna. W przeciwieństwie do Mańka. Tak jak już wspomniałam, on tylko rozumie Alka, bo dla niego snowboard też jest sensem życia. Jego słowa, które tak zdenerwowały Grześka, "Może lepiej, żeby umarł." , jak by to ująć. Maniek w takiej sytuacji, sądzę, że wolałby właśnie umrzeć. I jak i Alek. Dobrze, że zrozumiał swój błąd oraz, że chciałby przeprosić. Nie będę spekulować, czy powinien dostać szansę, by pogodzić się z przyjacielem czy nie. Wszystko zależy od losu. (Albo raczej od Ciebie, Monia)
      Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Po głowie krążą mi setki pytań, na które nie znam odpowiedzi, a które muszę znać. Ale wiem, cze nie ma sensy prosić cię, byś zdradziła co będzie dalej. :)

      Pozdrawiam, Eff

      Usuń
    3. Tamten szablon był mojego autorstwa i wisiał na tym blogu już dostatecznie długo, choć przyznam, że bardzo go lubiłam. Nowy jest dziełem cudownej Arachne i myślę, że też pasuje ^^ Cieszę się, że ci się spodobał.
      Ja wiem, że prosiłaś i baardzo chciałam cię posłuchać, ale nie jestem zwolenniczką takich typowych happy endów. Szykuję tutaj troszkę szczęścia, ale też z umiarem ;)
      Oni wszyscy faktycznie są biedni, a Maniuś egoistą ani dupkiem nie jest. Miał swoje złe chwile, ale w głębi serca jest dobrym człowiekiem i wspaniałym kumplem. Jakby na to nie patrzeć tylko on zrozumiał potrzeby Alka. Panda zachował się bardziej egoistycznie i za wszelką cenę chce, żeby przyjaciel przeżył. Coś w stylu: Nie ważne, że nie będziesz chodził. Nie ważne, że będzie ci serce krwawiło - masz żyć, bo ja ciebie potrzebuję.
      Alek jeżeli się obudzi (nie mówię tak, nie mówię nie) zdecydowani nie będzie tym samym osobnikiem, ktorym był przed wypadkiem. Straci sens swojego życia, a z tym tak łatwo nie da się przejść do codzienności. O ile, w ogóle jest to możliwe.
      Cóż, niedługo pojawią się odpowiedzi chyba na wszystkie możliwe pytania - tyle mogę obiecać.
      Dziękuję i pozdrawiam :*


      Usuń
  2. Kochana! Ja nie wiem jak Ty to robisz... oddaj mi choć trochę swojego talentu do opisów! ;D Co prawda ja się nie popłakałam, bo tak naprawdę słowo pisane chyba jeszcze nigdy nie wywołało we mnie łez, ale rozdział przeżyłam bardzo. To naprawdę nieprawdopodobne, że można tak świetnie opisywać wszystkie emocje;) Życzę Ci książki kochana w przyszłości, bo wiem, że kto jak kto, ale Ty podołałabyś temu zadaniu.

    Nie skreślam Mańka, choć nie powinien powiedzieć tego, co powiedział. Wydaje mi się, że on jest w stanie najlepiej zrozumieć Alka i to co będzie czuł po odzyskaniu przytomności. Panda chyba nie dopuszcza do siebie myśli, że życie bez nogi jest trudne. Maniek wie jak strasznie załamie się Alek. W sumie, może Grzesiek też to wie, ale nie chce myśleć o sprawie w ten sposób. On chyba wszędzie stara się widzieć pozytywne strony, a tu niestety jest ich mało. I nie dziwię się, że tak zareagował na słowa kumpla. Chyba każdy by się wkurzył o taki tekst! Alek musi żyć i żadne "dobij mnie, nie pozwól, żebym cierpiał" nie ma tutaj prawa głosu. Maniek przesadził i choć w pewnym sensie rozumiem, co miał na myśli i może mogłabym się z nim zgodzić w niektórych kwestiach to nie ma racji we wszystkim. Alek musi żyć, musi wyjaśnić wszystkie niedopowiedzenia i stanąć na nogi. No... może jedną nogę. A oni powinni mu w tym pomóc skoro są jego przyjaciółmi. I mam nadzieję, że gdy chłopak już się obudzi (nie dopuszczam myśli, że nie!) to staną przy jego łóżku zdolni do bycia wsparciem. I że on nie załamie się kompletnie...
    W każdym razie rozdział był zniewalający! Coraz bardziej nie mogę się doczekać następnego! I blagam... ukaraj jakoś tą wredną zołzę Julkę!


    Ściskam!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki tam talent! Raczej wypracowana umiejętność. Serio. Na początku moje opisy kulały i wprost nie dało się ich czytać. Teraz jestem z nich w miarę zadowolona, ale oczywiście zawsze może być lepiej :D Wydanie książki to takie małe marzenie, które może na starość spełnię.Czemu na starość? Ano bo wtedy wydaje mi się, że będę miała trochę lepiej poukładane w tej główce. Teraz tak naprawdę jeszcze sama nie wiem czego chcę ;) I chociaż z Upadku jestem zadowolona, to jednocześnie wiem, że mógłby on wypaść znacznie lepiej.
      Maniek może nie powinien mówić tego jednego zdania, ale on po prostu wie, że Alek właśnie tego by sobie życzył. Rozumie potrzeby przyjaciela znacznie lepiej niż Panda, który jest troszkę naiwny trzymając się kurczowo swoich nadziei. Stara się być oparciem dla wszystkich, ale nawet on nie daje sobie ze wszystkim rady. Ukrywa to pod warstwą wesołości, ale cierpi nawet bardziej niż Aśka czy Maniek.
      W każdym razie oni wszyscy będą go wspierać niezależnie od tego, co się dalej wydarzy. To dość oczywiste. Są przecież przyjaciółmi, choć oddalają się od siebie coraz bardziej.
      Bardzo, bardzo dziękuję za komentarz. To dla mnie niezwykle ważne i budujące :*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. To ja sobie włączyłam muzykę, bo mam internet ;D, którą tu nam podałaś i troszkę się łzy zbierały do oczu, ale żadne nie wypłynęły. Jednak to już coś, żeby się w ogóle zebrały. Bardzo cenię przyjaźń i taka strata tak ważnej osoby mocno boli. Wiem, Alek nie był moim przyjacielem, ale ja go bardzo polubiłam i trochę się z nim zżyłam. Był moją chyba ulubioną postacią, a zaraz po nim Pandzia, którego tak często niestety omijałaś. Właśnie zastanawiało mnie, czemu można tylko wpuścić bliskie osoby, takie bardzo bliskie. Rozumiem te bakterie z zewnątrz czy coś. Ale jeżeli rodzina potwierdziłaby przyjaciół dziecka, to czy nie mogliby wejść? Czasem dla człowieka jest ważniejszy przyjaciel niż rodzina, bo to z nim się np. bardziej zżył, a rodziców nie cierpiał. No, ale to są przepisy i trudno z nimi niestety walczyć. Rozumiem, że rodziców tak do środka też nie wpuścili jak jego przyjaciół? Trudno mi ich teraz tak nazywać, a zwłaszcza Mańka, który zrobił, co zrobił. To, co powiedział... nigdy w życiu nie powinien tego wymówić, bo on już sam właśnie położył krzyżyk na swoim przyjacielu. Rozumiem, że to wielka pasja Alka to jeżdżenie na desce i pewnie przez dość długi czas nie mógłby normalnie funkcjonować z tą świadomością, że żyje, ale nie może robić czegoś co kocha. Jednak czy nie byłoby możliwe życie wśród przyjaciół? Choćby takiego Pandy, który chyba najmniej spowodował konfliktów? Może nawet pogodziłby się z Mańkiem i Asią? W końcu prawdziwa przyjaźń powinna przetrwać wszytko, a przyjaciel coś wybaczyć. A Maniek chyba w końcu dochodzi do tego, że źle zrobił i to wcale nie Alek jest egoistą, a on, bo chce, aby jego były przyjaciel umarł, żeby on był z Asią. A to jest zwykła niesprawiedliwość. Wątpię, aby w ogóle coś takiego wyszło. Może po dłuższym czasie, ale raczej kiepsko byłoby żyć z taką świadomością. Mówisz, że to nie koniec, więc czekam cierpliwie na rozwój wydarzeń ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też rzadko się wzruszam nad książkami - ostatnio popłakałam się nad "Sztuką ścigania się w deszczu" - dużo łatwiej przychodzi mi to na filmach, ale w tym wypadku jest trochę inaczej, bo jednak przywiązałam się do tych moich nieszczęsnych bohaterów...
      I właśnie tego się bałam. Że tak zaczniecie postrzegać Mańka, po tym co powiedział. On wcale nie położył na Alku krzyżyka. Fakt, wypowiedział to jedno, okropne zdanie, ale wcale nie dlatego, że on wciąż liczy na zdobycie Aśki i śmierć przyjaciela by mu to ułatwiła. W żadnych wypadku! Maniuś zrozumiał, że do tej pory popełniał błędy i uzmysłowił sobie, jak bliski był mu Alek. Może zabrzmi to nielogicznie, ale właśnie dlatego powiedział tamto zdanie. Bo wie, że Aleksander nie będzie w stanie się podnieść i udźwignąć konsekwencji. Jednocześnie on wcale nie chce, żeby chłopak umarł. Nie potrafi się z tym pogodzić i dużą część winy bierze na siebie. W pewnym momencie przyznał przed Aśką, że gdyby tylko mógł zamieniłby się z Alkiem miejscami. Myślę, że to dobry dowód na to, że z Mańka nie jest wcale taki ogromny egoista jak może się wydawać.
      Pandzia faktycznie uciekł mi gdzieś na dalszy plan w ciągu kilku rozdziałów, ale on jeszcze będzie miał swoją chwilę w tym opowiadaniu.
      Co do tych przepisów szpitalnych - kompletnie nie jestem w nich zorientowania, a już zwłaszcza jeżeli chodzi o Austrię. Może faktycznie są one mniej rygorystyczne, ale taki rozwój wypadków pasował mi do opowiadania. Także za wszelkie nieścisłości z góry przepraszam!
      Dziękuję serdecznie za długaśny komentarz! Zdecydowanie potrzebowałam motywacji, aby zacząć pisać kolejny rozdział, a wy mi jej dostarczacie tymi wszystkimi słowami.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Moniu, ale ja doskonale wiem, że Maniek miał też na myśli to drugie, o czym mówisz i to chyba bardziej, niż to o czym powiedziałam, bo nie wiedziałam czy je w ogóle zostawiać w komentarzu. Ale to ja... doszukuję się kilku wariantów ; )/Olka

      Usuń
    3. Rozumiem, ale nie byłabym sobą, gdybym nie stanęła też troszeczkę po jego stronie :D Zwłaszcza, że zrozumienie jego postępowania może być trudne, bo przez większość czasu naprawdę zachowywał się okropnie i nie kierowały nim żadne wyższe cele.

      Usuń
  4. Nie jeste, zła na Manka, wlasciwie całkiem go podziwiam, bo faktycznie mysli terwz o Alku jak o kimś najbliższym samemu sobie, mysli tak, jakby Alek mogl chcieć, aby to wyglądało. Ale mam nadzieje,ze gdy chłopak sie przebudzi,bo taka iskierkę nadziei dałaś pod ko ci rozdziału, ze jednak nie bedzie myślał o dalszym zyciu jak o czymś koszmarnym, ze odnajdzie w tym radość... Ze nie bedzie juz wiecej kłamal, ze... Sie otworzy? Nie potrafię so je wypbrazic, jak czuje sie Asia i Maniek ze swoimi wyrzutami sumienia... Alek nie chciał tam wjechać i pewnie im to powie, ale oni i tak beda z tym życ, nic na to sie nie poradzi. Bo coz, jakos sie do tego przyczynili,ale jest przekonana,ze sam Alek. Jie bedzie zły na nich, tylko zapewne na sa,ego siebie... Rozdział był bardzo wstrząsający, chyba najtrudniejszy do napisania z dotychczasowych, a wyszedł Ci naprawde b.dobrz.e cirkawe, co na to wszystko Julka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jednak nie skreśliłaś Mańka ;) On miał swoje złe momenty, takie chwile zapomnienia o tym, co naprawdę liczy się w życiu. Jednak teraz się odnalazł i znowu zachowuje się jak na przyjaciela przystało.
      Nie zdradzę czy Alek się obudzi (nie mówię tak, ale też nie zaprzeczam) jednak mogę obiecać, że jeszcze pojawią się przebłyski szczęścia ;) Jedno jest pewne - jeżeli naprawdę to przeżyje zdecydowanie nie będzie już starym sobą. W którą stronę pociągnęłaby ta zmiana? Nie wiem. To jeszcze zbyt dalekosiężne plany, aby teraz cokolwiek o tym napisać.
      Zarówno Asia jak i Maniek jeszcze długo będą męczyć się z wyrzutami sumienia. Niestety nie jest możliwe, aby nagle je uciszyć - one muszą znaleźć swoje wyjście.
      Masz rację, pisało mi się go najciężej z dotychczasowych rozdziałów, ale chyba również zadowolenie z końcowych efektów jest największe z dotąd odczuwalnych ;) Tak, jestem dumna i cieszę się, że tobie również się spodobał.
      Dziękuję :*

      Usuń
    2. Condawirsmurs9 lutego 2015 15:12

      skoro mówisz, ze mozna liczyć na przebłyski szczęścia, to liczę, ze obudzi sie chociaz na troche... Mam nadzieje,ze dodasz szybko nowy post, wchodzę tutaj co kilka dni z oczekiwaniem :)zaptaszam na nowosc na zapiski-condawiramurs

      Usuń
    3. To strasznie miłe, że ktoś o mnie nadal pamięta ;) Nad rozdziałem pracuję wytrwale, kiedy tylko znajduję wolną chwilkę i myślę, że pojawi się on w przyszłym tygodniu w okolicach soboty, a może nawet wcześniej - wszystko zależy od przypływu weny. A u ciebie nowość już czytałam, a komentarzem pojawię się po korkach z matmy czyli około godziny 19 lub 20 ;)

      Usuń
    4. O super, to juz niedługo, czekam :)

      Usuń
  5. Ale szok, jak zobaczyłam wygląd. Ostatnio się zastanawiałam czy jeszcze zmienisz, ale nie wiedziałam, że mi czytasz w myślach :D. Ale tamten strasznie mi się podobał, choć może nie był specjalnie wyszukany

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze i wszędzie! Siedzę w twojej głowie i jest mi tam cholernie dobrze, hah :D Tamten też mi się podobał co dziwne bo był mojego autorstwa. Jednak moja sentymentalna duszyczka dojrzała wreszcie do zmian i zachciało się jej nowego szablonu ^^

      Usuń
    2. Ej, wyłaź stamtąd!:P Nie będziesz żerować na mojej wiedzy... już wiem kto mi ją wynosi :D. O to jak Twojego autorstwa to przyznaję, że... Ci gratuluję, bo naprawdę ładny, choć prosty. Jakoś mi się bardziej podobał od tego, bo tu nam pokazujesz głównego bohatera... a tam była cała czwórka na śnieżku z deskami. Też jestem dość sentymentalna ;p. Pozdrawiam ;)

      Usuń
    3. Nie wyjdę, zagrzałam sobie tam miejsce, a na dworze zimno :D Wróć na wiosnę, to pogadamy!
      Ja cenię sobie minimalizm, więc i szablon był prosty ;) Lubiłam go, ale zmiany niekiedy są potrzebne, aby coś odświeżyć. Co do pokazywania głónego bohatera... postać widoczna na nagłówku i tak nie odwzajemnia moich wyobrażeń o Alku, więc spokojnie :D Tam była cała czwóreczka, ale czwóreczki przecież już nie ma - ich drogi się rozeszły i sama nie jestem pewna czy coś jeszcze wróci na swoje dawne tory.

      Usuń
  6. Rany, ludzie... o co chodzi z tym wrzucaniem muzyki na bloga? ja rozumiem, ja lubię, sama czasem wrzucam, ale... czy to się musi odpalać samo z automatu? To jak wkurzająca reklama. Daj czytelnikowi możliwość podjęcia decyzji, czy chce posłuchać tego, co chcesz mu pokazać ;)
    Tak samo jak dajesz możliwość przeczytania tego, co piszesz. Tak jest przyjemniej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Po prostu zawsze słucham muzyki przy czytaniu i zwyczajnie nie sądziłam, że komuś będzie to przeszkadzać. Taka mała, egoistyczna istota ze mnie ;) Dziękuję za zwrócenie na to uwagi - zmienię, aby nie włączało się automatycznie!

      Usuń
  7. Osz Ty, należy Ci się kara za tak emocjonalny rozdział. Ostatnia scena mnie totalnie rozbroiła. Wyobraziłam sobie płaczących Mateusza i Aśkę, tę bezradność i ogromne wyrzuty sumienia. Choć nie uważam, że to przez dziewczynę Alek wjechał pod ratrak, na jej miejscu z pewnością czułabym się podobnie. Wybór chłopaka... jeśli można to w ogóle nazwać wyborem... był podyktowany wieloma czynnikami, nie tylko działaniem Aśki. Czy popełnił samobójstwo? Poniekąd chyba tak. Jednakże nie planował tego, działał pod wpływem emocji. Gdyby tylko na chwilę ochłonął, zastanowił się, z pewnością nie podjąłby tak irracjonalnej decyzji. A teraz wszystko się skończyło. Całe ich nadzieje na przyszłość, plany, radości. Choć byli młodzi, życie nieźle dało im w kość. O tych wydarzeniach nie zapomną już do końca.
    Wtrącę troszku: bardzo mi się podoba, jak personifikujesz emocje <3 Świetnie się to czyta!
    Mateusz przegiął, mówiąc w ten sposób.Może się tak wydawać, że ktoś, kogo pasją był snowboard, nie może żyć bez nogi. Ale przyzwyczaiłby się, nawet do czegoś tak potwornego. W końcu istnieje tyle przypadków ludzi, którzy jakoś podnosili się po wypadkach i wiedli normalne, szczęśliwe życie, mimo że początkowo uważali, że wolą umrzeć. Jestem przekonana, że tym razem byłoby podobnie, ale chyba nie będzie mi dane się o tym przekonać...
    Nawet sobie nie wyobrażasz, jak jest mi przez to smutno.
    Rozdział jest cudowny, obfity w emocje. Naprawdę mistrzowsko to wszystko opisałaś!

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj dobrze... Ja nie umiem tego skomentować, wiesz? To jest zdecydowanie zbyt głębokie, zbyt mocne i zbyt prawdziwe dla zwykłej istotki. Więc te łezki na klawiaturze mogłyby wystarczyć. Ale jednak pokuszę się o te kilka słówek.
    No i jeszcze zanim zacznę to głupio mi, że dopiero teraz. Ty mnie przepraszasz za opóźnienie na moich głupotkach, no a jakie mam ja, a jeszcze w maturalnej nie jestem! Ale lepiej już przejdę do rozdziału.

    Już ten sam początek mi dowalił przesłaniem. To było takie coś co powinien przeczytać sobie każdy. Bo przecież śmierć jest "tuż za progiem", codziennie tysiące odchodzą, wystarczy odpalić telewizor, aby usłyszeć o jakiejś tragedii. A jednak żyjemy jakby w równoległych wymiarach, półki nie dotknie to nas samych. Ja osobiście dzięki Bogu, nigdy nie straciłam nikogo bardzo bliskiego. I może dlatego jeszcze mocniej to mnie wbiło w fotel.

    Ja zawsze się rozczulałam nad tym Pandą, a teraz może patrząc z boku wydaje się to irytujące, ale piękna jest ta jego wiara. Jasne, to może tylko potęgować ból, takie łudzenie się do końca, ale czym byłby ten okrutny świat, bez deka nadziei. Dlatego zawsze ludzi "promyczków" będę bronić. Ale jeszcze jedno, może on jest taki bo jako jedyny nie musi tu mieć wyrzutów sumienia.

    Choć forma "nie musi" nie jest na miejscu bo Asia chyba też nie zawiniła, a jednak się obwinia. Ta drobna (przy całokształcie) kłótnia była tylko łzą w morzu rozpaczy. Ciężko powiedzieć gdzie zaczęła się droga do upadku, od pieprzonej Julii i alkoholu, od braku szczerości? A może raczej lata przed rozpoczęciem twojej fabuły. Może powinniśmy się cofać i cofać...

    I Matiego też mi żal. Tak, głupia ja, ale jednak. Bo on naprawdę nie wini się tylko w ramach głupiego odruchu, po nieszczęściu bliskiego człowieka. Tylko serio ma za co... Właściwie bije się sam z sobą. Przyznaje, że chciałby Alusia przeprosić, powiedzieć mu wiele rzeczy, a jednocześnie sugeruje, że... Cóż, śmierć jest lepsza od kalekiego życia.
    Będę uparcie wierzyć, że kieruje nim w tej kwestii tylko i wyłącznie altruizm...

    I nie potępiam takiego podejścia. Wręcz obawiam się, że gdyby Alek się obudził i spojrzał na siebie to jego pierwszym zdaniem byłoby "chcę umrzeć". Ale jako, iż reprezentuję obóz nadziei to przecież kiedyś, gdy upłynie trochę czasu, nawet w takim "pół życiu" można odnaleźć wartość, zwłaszcza gdy dookoła tylu oddanych ludzi.

    I idę sobie teraz do prologu. Niby od pierwszego przeczytania go było dla mnie jasne, że gdy Asia to mówi to chłopak już nie żyje. Ale teraz mnie jakoś korci poszukanie malutkich półsłówek, które dadzą nam nadzieję, że jest inaczej.

    Sama widzisz, że poważne, mądre komentarze mi nie idą. Ale doceń chęci;)
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, niezależnie ile jeszcze wypłaczę na ten koniec. I powodzenia ze wszystkim<3

    OdpowiedzUsuń